Zaczęliśmy nasze długo wyczekiwane nordyckie wakacje… Wszystko na biegu, bo praca do ostatniej minuty, bo pakowanie, bo psy i ich weterynarz, bo ostatnie zakupy i w końcu załadunek kampera. Jedziemy!
Początkowy odcinek naszej podróży to sprint przez Bałtyki do Tallina, albowiem musimy zdążyć na prom do Helsinek w czwartek rano. Sprint na 1000 km 🙂
Pierwszego dnia udało nam się przejechać przez Polskę, co przy zaczynającym się długim weekendzie, nie było takie oczywiste, i dojechać na Litwę. Zaparkowaliśmy nad Niemnem, w okolicy Kowna.
Dla Mam to pierwsza noc w kamperze, więc ich poziom ekscytacji sięgał zenitu. Podobnie jak u piesków, które biegały nad rzeką, szczęśliwe, że w końcu mogą rozprostować swoje terrierlkowe łapy. Nie tylko rozprostować, nawet zamoczyć! Nie ma jak mokre psie futro na małej przestrzeni 🙂
Drugi dzień to tranzyt przez Litwę, Łotwę i Estonię, drogą, którą znamy z naszego majowego wypadu. Do Tallina dojeżdżamy ok. 19.45, a więc znajdzie się chwila na krótki spacer po Starym Mieście. Fajnie jest wrócić do tego pięknego miasta, zwiedzanego miesiąc wcześniej 🙂
Rynek Starego Miasta, Trzy Siostry, Gruba Małgorzata (bynajmniej nie chodzi o mnie :)), Kościół Świetego Olafa, Kiek in Kök, Sobór Aleksandra Newskiego, mury obronne starego miasta i Zamek Królewski na wzgórzu Toompea, te przystanki uformowały trasę naszego zwiedzania estońskiej stolicy.
Szkoda tylko, że restauracje zamykają o 20.00 🙂 Nie ma jednak tego złego – jemy pyszną kolację złożoną z …naszych zapasów 😉