Dzisiaj kolejny etap naszej podróży – promem przedostajemy się do fińskich Helsinek. Rano szybka organizacja, spóźnić się nie możemy, więc budzimy nasze Mamuśki, które wypoczywają na wakacjach all-inclusive 🙂 Staramy się jak możemy, by były to wakacje ich życia 🙂
Port zlokalizowany jest jakieś 3 km od naszego parkingu, zatem dojazd nie zajmuje nam zbyt wiele czasu, choć trzeba pokluczyć po wąskich tallińskich uliczkach.
Organizacja promowa nas nie zaskoczyła. Logistyka i pakowanie aut opanowane do perfekcji. Sam prom bardzo komfortowy, dlatego 2,5 godziny minęło nam niezwykle szybko. Szybciej jeśli wliczyć w to liczne rozmowy o nowym rowerze Młodego i włóczenie się po alejkach sklepu bezcłowego.
W Helsinkach lądujemy po 13.00. Równie sprawnie jak załadunek trwa wyładunek. Chwilę później jesteśmy więc w centrum miasta i poszukujemy miejsca do zaparkowania. Niestety ostatecznie musimy zadowolić się dużym parkingiem przy stadionie miejskim, skąd Mamuśki jadą uberem do miasta, a my z Dziubdziutkami (zła decyzja) idziemy spacerem. Dziewczyny są przebodźcowane, jest ciepło, a do tego Helsinki nie są tak opustoszałym miastem jak Tallin, więc nasze wioskowe pieski nie czują się dobrze w zgiełku miejskim.
Fińska stolica to nie jest jakieś duże miasto, brakuje mu charakterystycznej starówki, niemniej miasto może urzec. Typowa skandynawska zabudowa, kompaktowe portowe nabrzeże, bardzo duża ilość pomników, olśniewająca czystość ulic i mnóstwo zieleni, to pierwsze co uderza po oczach. Plac Senacki jawi się nieco mniejszy niż w kryminale Severskiego, o niemal tym samym tytule („Plac Senacki 6 PM”), ale katedra … wow! Robi gigantyczne wrażenie i dominuje cały plac.
Wąskimi brukowanymi uliczkami dochodzimy z placu Senackiego do placu targowego w porcie, gdzie zjadamy wspaniałego łososia na obiad. Następnie Fibak pod pretekstem odprowadzenia psów do kampera rozdziela się, a ja z Mamami idziemy w kierunku Soboru Uśpieńskiego. Po drodze Mamuśki wydają fortunę na moje magnesy (swoje też), w końcu coś mi się należy za bycie wspaniałym przewodnikiem, tragarzem i kaowcem 🙂 Wracamy Esplanadą (potocznie Espa), która jest nazwą dla dwóch równoległych ulic w centrum, przedzielonych parkiem, wzdłuż których Finowie rozsiadają się licznie na kawę lub alkoholowe drinki.
Wizytą przy pomniku Sibeliusa (fiński długowieczny kompozytor) kończymy krótki romans z Helsinkami.
Warto było je zobaczyć, zwłaszcza że były ostatnią skandynawską stolicą, do której póki co nie było nam z Łukaszem po drodze.
Czy tu wrócimy nie wiem, niemniej język fiński bardzo mi się podoba (kuusi paala, eino leino, huiasgatan), ale jeszcze się zastanowię czy podjąć próbę nauki 🙂