- W krainie Oz czyli mocne przywitanie z północną Australią
- Kakadu National Park
- Litchfield National Park
- W kierunku Alice Springs! „Where the f*** is Alice?”
- Banka Banka via Mataranka
- Przecinając Zwrotnik Koziorożca
- Alice Springs czyli geograficzny środek Australii
- Uluru – święte miejsce Aborygenów
- King’s Canyon czyli szczęka w dół
- Mamuśki w Sydney
- Odkrywamy tajemnice Sydney
- Witamy w Górach Błękitnych
- Góry Błękitne
- Grand Pacific Drive
- Wallaby, Wallaroo, Kangaroo
- Święto Niepodległości na Górze Kościuszki
- Lake Entrances
- Wilsons Promontory National Park
- Przez Great Ocean Road do 12 Apostołów
- 12 Apostołów i inne cuda …
- Na koniec Melbourne
- Pożegnanie z Australią czyli porady praktyczne
Jakkolwiek byśmy próbowali to zaplanować, to nigdy by nam się nie udało tak wycyrklować z planem podróży, by w nasze polskie Święto Niepodległości stanąć na najwyższej górze Australii nazwanej imieniem naszego polskiego bohatera, Kościuszki. A tymczasem dziś symbolicznie uczciliśmy ten dzień właśnie na szczycie góry, na wysokości 2228 m n.p.m.
Zaczęliśmy wcześnie rano. Wyjechaliśmy ok. 8.00 rano w kierunku Thredbo, turystycznego miasteczka położonego w Kościuszko National Park, zostawiając w domu Mamę Hanię, która będzie miała czas dla siebie i książki. Pogoda jest obiecująca, choć jest wietrznie. Mamy nadzieję, że wiatr nie zatrzyma kolejki, którą chcielibyśmy wjechać na 1930 m n.p.m.
Zaczynamy od uzyskania informacji na temat warunków, gdyż sezon trekkingowy jeszcze się nie zaczął, więc nie wiemy w jakim stanie są szlaki. Większość jest wciąż zamknięta, ale na szczęście ten na Górę Kościuszki jest otwarty. Przez chwilę się wahamy czy wypożyczyć rakiety śnieżne, bo podobno duża część trasy leży wciąż pod śniegiem. Ostatecznie decydujemy się na buty dla Mamy Jadzi, gdyż jej zamszowe trapery Lasocki z granatowymi tasiemkami zupełnie się nie nadają do tego trekkingu.
Kościuszko Express jeszcze nie działa, ale na szczęście jest jakiś wyciąg krzesełkowy, który choć średni w takich warunkach wiatrowych, wywozi nas na prawie 1800 m n.p. Wychodzimy na szlak, Łukasz, ja i Mama Jadzia.
Po 100 metrach w górę, podczas których Mama Jadzia walczy z wiatrem i śniegiem, przegrupowujemy się mierząc zamiary na siły. Wspólnie decydujemy, że Mama Jadzia dojdzie swoim tempem do punktu widokowego na Górę Kościuszki, a my pociśniemy z zamiarem wejścia na szczyt.
A zatem ciśniemy. Wiatr jest silny, wieje w twarz z prędkością prawie 50km/h. Do tego śnieg, miejscami po kolana, przez który musimy się przedzierać. W tym momencie mam poważne wątpliwości, czy uda nam się dotrzeć do celu.
Idziemy jednak dzielnie dalej, a na Przełęczy Rawson już wiemy, że nic nas nie zatrzyma. Ścieżka jest w zasadzie pod śniegiem, więc część góry Kościuszki trawersujemy po śniegu. Trudności technicznych na szlaku nie ma, ale z wiatrem i śniegiem trochę się męczymy.
O 12.30 meldujemy się na szczycie, pod kopcem Kościuszki. To dla nas szczególny szczyt w szczególnym dniu, o czym nie wahamy się mówić kolejnym górołazom spotkanym dziś na szlaku. Wiatr nas szybko nas jednak wygania z góry. Na Przełęczy Rawson robimy sobie przerwę na kanapkę i gorącą herbatę, by dać sobie energię do powrotnych 6 kilometrów.
Całą trasę pokonujemy w 3 godziny i 30 minut, co uważamy za niezły wynik, biorąc pod uwagę że trasę robi się w 4-6 godzin. Ale spieszyło nam się do Mamy Jadzi, która już powinna być na dole. Niby trasa była prosta, nigdzie się zgubić nie można, ale lekki stresik był, czy Mama na pewno będzie czekała w umówionym miejscu. W końcu jest Prezesową Klubu Technika i wielokrotnie pokazała, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych 🙂 Serce urosło, gdy zobaczyliśmy ją opalającą się przy stoliku, a wyciąg w górę wciąż działał – tego nie udało się popsuć. Twarz Dziuni smagnięta słońcem i wiatrem, ale wyraźnie zadowolona. Uff 🙂
Wracamy do Crackenback, oporządzamy się po naszym trekkingu, a po kolacji spędzamy miło wieczór przy drinku i kominku, z widokiem na australijski busz, na spacer po którym udaje mi się wyciągnąć Mamę Jadzie, rzutem na taśmę. Najdziksze spotkane zwierzęta to kangury, a najstraszliwsze spotkane obiekty na szlaku to wombacie kupy 🙂
Komentarze (2)
https://www.youtube.com/watch?v=LQVdBAU_p2w Do wysłuchania dla zdobywców. Nie wiem czy ta góra zalicza się do Korony Ziemi. Bo są tacy którzy uważają że nie. Że Piramida Carstensza Jaya leżąca na Indonezji się zalicza a Kościuszko nie. Dla pewności warto zaliczyć obie. Wtedy wątpliwości znikną. Jedną już macie odfajkowaną.
Bez flagi, bez rac, bez baneru i kominarek na twarzach – to nie Święto 11 listopada, ale widoki jak zwykle piękne. Australia ma jednak wiele oblicz. Szlak przygotowany typowo komercyjnie. Pozdrawiam.