Słoneczny poranek powitał nas w Odense. Pogoda postanowiła bowiem zrobić nam niespodziankę, byśmy mogli zrealizować plan rowerowego zwiedzania miasta. Teriery zostały, by pilnować kampera, a my wystawiliśmy nasze szosy, które do tej pory za darmoszkę się wiozły w garażu, i ruszyliśmy do centrum. Trasa zajęła nam całe 4 km 🙂 Odense jest trzecim co do wielkości miastem Danii, o liczbie ludności niewiele większej niż Płock w czasach swojej demograficznej świetności. Jest też jednym z najstarszych miast, gdyż swoją miejską historię zaczęło zapisywać już w 988 roku. I to właśnie tutaj przyszedł na świat w 1805 roku Hans Christian Andersen, w którego bajkach zaczytywało się moje pokolenie, moich rodziców także. Dom urodzenia, dom rodzinny i muzeum Andersena były głównymi atrakcjami. Zanim jednak tam poszliśmy, pokręciliśmy leniwe kółka wzdłuż opustoszałych uliczek miasta, podziwiając jak stare wkomponowane jest w nowe i jak jednolitą całość architektoniczną to stanowi.
O 10.00 meldujemy się w muzeum H.C. Andersena i zanurzamy się bez reszty w świat jego fantazji przełożonych na szkice, wycinanki i bajki. Muzeum stanowi kompleks drewnianych budynków, które zajmują powierzchnię bagatela 5,800 mkw. Całość muzeum została wkomponowana w prawdziwy dom, w którym rzeczywiście w dniu 2 kwietnia 1805 roku przyszedł na świat ten wybitny bajkopisarz. Muzeum jest totalnie multimedialne i jesteśmy pod ogromny wrażeniem całości, choć … dla mnie za mało było Królowej Śniegu. Niemniej, warto poświęcić godzinę na jego zwiedzenie, by dowiedzieć się, że bajka o brzydkim kaczątku jest de facto bajka o samym Andersenie i jego walce o uznanie talentu i wybicie się na właściwe miejsce w hierarchii społecznej.
Tymczasem Odense zostawiamy z tyłu i udajemy się w kierunku Kopenhagi, z przerwą na dwa zamki: Egeskov i Nyborg. O ile Egeskov Slot, będący moim kandydatem na najpiękniejszy zamek w Danii, jest zamknięty i obchodzimy się smakiem, o tyle Nyborg Slot jest pięknie posadowiony, ale całe miasto wydaje się nieco zaniedbane i nie w pełni wykorzystujące swój ukryty potencjał. A ma ono sporo perełek w postacie starych kamieniczek, pamiętających jeszcze XVIII wiek, cudowny rynek z ratuszem i wspaniały zamek wraz z innymi elementami fortyfikacji obronnych, które naszym zdaniem można by dużo lepiej wyeksponować.
A teraz już kierunek Kopenhaga, która znajduje się na kolejnej wyspie – Zelandii. Dostajemy się tam 18km mostem Store Bælt Bridge, który przeprawia ruch przez cieśninę Wielki Bełt. Przez ten most biegł w tym roku jeden z pierwszych etapów Tour de France – tak, ja też byłam zaskoczona, że Tour de France zaczynał się właśnie w Danii :). Ciekawe czy kolarze też musieli płacić 400 PLN za przejazd w jedną stronę przez cieśninę 🙂 Sam most, który jest de facto kompleksem dwóch mostów, mierzy sobie w najwyższym punkcie 254 metry i … jest to najwyższy punkt Danii. Co ciekawe, pylony mostu są o 26 cm wyższe niż pylony Golden Gate Bridge, do których rekord należał przez 50 lat. Inauguracja mostu przez królową Małgorzatę II nastąpiła w 1998 roku.
A teraz czas na Kopenhagę, a konkretnie na Camping Copenhagen w Drøgor, gdzie około 20 spodziewamy się najazdu gości … 🙂