Oj naczekaliśmy się w tym roku na zasłużone wakacje. Po kilku przesunięciach terminów z powodów od nas niezależnych, po kilku zmianach destynacji, ostatecznie wylądowaliśmy w Danii.
Namiastka dalekiej Skandynawii, przyjazna psom i kamperom, mająca wiele do zaoferowania wielbicielom zamków i bunkrów, a przy tym posiadająca miejsce (Skagen), gdzie można natrafić na najbardziej kolorową zorzę polarną 🙂 Czas pokaże co uda nam się zobaczyć!
Wystartowaliśmy w sobotę o poranku, by ok. 17.00 zatrzymać się po komfortowym przejeżdzie przez niemieckie autostrady w Zarrentin am Schaalsee. Miejsce postoju nie było przypadkowe, albowiem znajduje się tu rezerwat biosfery, od 2000 sklasyfikowany jako zabytek UNESCO. Przez rezerwat prowadzi ścieżka edukacyjno-przyrodnicza, wijąc się po mokradłach, łąkach, lesie. Mając szczęście można się natknąć na jednego z 800 żurawii, które zamieszkuja to miejsce. Póżnym popołudniem załapalismy się na ostatnie promienie słońca, wieczorem na kompletną ciemność, a rankiem na mgłę spowijającą wszystko dookoła. A wszystko to w dźwiękach wydających przez migrujące gęsi. Naprawdę magiczne miejsce 🙂
Ok. 11.30 meldujemy się w Danii. Zatrzymujemy się tuż za granicą, w miejscowości Tønder, gdzie zlokalizlowany jest pierwszy na naszej liście zamków – Schackenborg Slot. Niegdyś zamek należał do majątku kościelnego, by przejść przez ręce rodziny królewskiej, ostatecznie stał się własnością fundacji. Dzisiaj budynek podziwiać można tylko z zewnątrz. Mozna także przespacerować się alejkami małego, kameralnego ale cudowanie utrzymanego ogrodu. Nam wystarczyło 🙂
Z Schackenborga jedziemy w kierunku wyspy Rømø. By się tam dostać, trzeba przejechać mostem zbudowanym nad wodami Morza Wattowego. Ten akwen wodny, obejmujący wody przybrzeżne trzech krajów (Holandii, Niemiec i Danii), to kolejny zabytek naturalny w 2009 roku wpisany na listę UNESCO. Szerokie równiny pływowe, zwane inaczej wattami, są odsłaniane w czasie odpływu morza. Wygląda to zjawiskowo 🙂
Na wypie Rømø zawracamy. Kolejnym punktem jest wieża Marsk Tower w Hjemstedvej, otwarta dla zwiedzających zaledwie rok temu. Teoretycznie oferuje panoramiczny widok na dużą część Parku Narodowego Morza Wattowego. Toeretycznie, bo praktycznie z wysokości 25 m widać równinne połacie zieleni. Urocze, ale do terenów Parku Narodoweg jest kawałek. Intrygująca jest architektura budowli nawiązująca do łańcucha DNA. Po zejściu, na ławeczce w parku, z kanapką w jednym ręku i terierem w drugim ręku, łapiemy – jak się okaże – ostatnie promienie słońca tego dnia.
Dalej chcieliśmy pojechać do Ribe, do Muzeum Vikingów, ale ci zamykają się w trzecim tygodniu października aż do kwietnia. I tyle widzieliśmy wikingów. Pojechaliśmy zatem do Esbjerg, gdzie czekają na przyjezdnych Mennesket ved havet (lub jak kto woli Men at the sea). Cztery 9-metrowe posagi mężczyzn witające statki przybijające do portu w Esjberg, powstały w 1995 roku, by uczcić 100-lecie miasta. Oryginalnie miały stanąć w Grenen na przylądku Skagen, ale ostatecznie wylądowały tutaj.
Ostatnim miejscem na dzisiejszej mapie zwiedzania jest Blåvind – po ilości i jakości sklepów wzdłuż głównej ulicy wnoszę, że to uznany i popularny duński kurort, gdzie główną trakcją są Bunker Mules. Stare, poniemieckie bunkry będące reliktem II Wojny Światowej (tych na zachodnim wybrzeżu szacuje się, że było ponad 7000), dostały nowe życie za pośrednictwem głów i ogonów mułów, dzięki którym betonowe budowle zdają się ożywać i pędzić w kierunku morza. Wybór muła nie był przypadkowy. Jako bezpłodne zwierzę symbolizować miał przekaz, by terror jaki niesie ze sobą wojna nigdy więcej się nie powtórzył. Jaka szkoda, że w Rosji nie ma mułów …
Po tych kilku godzinach spędzony w Danii, mamy kilka spostrzeżeń. Duński „ordung” bije na głowę ten niemiecki. Tu wszystko jest idealnie przystrzyżone, uporządkowane, poskładane, wyczyszczone. Tak, że o ile wzbudza to zachwyt, na dłuższą metę przeszkadzałoby nawet mnie 🙂 Dania ma fantastyczne ścieżki rowerowe, które do minimum ograniczają interakcje rowerów i samochodów. Całe mnóstwo osób w związku z tym jeździ na rowerach. Niestety, wśród jeżdżących zdarzają się „Jadźki” [red: dojrzałe, aktywne na rowerach kobiety, bez kasku] 🙁
Normalnie, powiedziałabym, że „bunkrów nie ma, ale i tak jest zajebiście”, ale bunkry były, a jutro będą kolejne 🙂
Komentarze (1)
Nie podoba mi się Jadzka