Opuszczamy dziś kamping, który przysporzył nam tyle emocji wczoraj. Wcześniej jeszcze idziemy z terierami do fjordu, gdzie dziewczyny szukały nosem wczorajszego zająca. Dziś były jednak bez szans na jakąkolwiek ucieczkę!
Jedziemy w kierunku Rosenholm Slot. Ten został wzniesiony w II połowie XVI wieku przez szlachcica Rosenkratza, którego sławę wykorzystał ponoć sam Shakespeare w Hamlecie. Ród Rosenkratzów do dziś jest właścicielem zamku, co czyni obiekt najstarszym rodzinnym zamkiem w Danii. Kompleks budynków został zbudowany na trzech wysepkach – choć z zewnątrz tego nie widać. Wyspy oddzielone zostały fosami, a połączone mostami. Nie liczyliśmy na zwiedzanie wnętrz – wszak mamy listopad – ale udało nam się trafić na przygotowania do jarmarku bożonarodzeniowego, który będzie się tu odbywał przez dwa kolejne weekendy. Terierom spodobał się piękny jesienny ogród, a Luma ponadto zasmakowała w serwowanej tu kawie.
Jelling to nasza kolejna destynacja, w sumie przypadkowa, a jakże interesująca. Jelling to dom pierwszych królów Wikingów – Gorma Stargeo i Haralda Sinozębnego – którzy ponad 1000 lat temu zbudowali podwaliny swojego królestwa. W kompleksie zabytków znajdują się dwa kurhany (kopce grobowe), z których ten większy (8,5 m wysokości) jest prawdopodobnie miejscem pochówku pierwszego króla Wikingów – Gorma Starego. W przykościelnym cmentarzu postawiono również dwa oryginalne kamienie runiczne, zapisane tekstem w tymże alfabecie. Z uwagi na historyczną wartość, kamienie zostały wpisane na listę UNESCO. Kamień mniejszy datuje się na ok. 955 rok i przypisuje się go Gormowi Staremu. W tekście pojawia się – prawdopodobnie po raz pierwszy w duńskiej historii, zapisana oczywiście runami – nazwa państwa Danii. Drugi został postawiony w 965 roku przez Haralda Sinozębnego, a uważa się go za pamiątkę chrztu Danii. Obok kompleksu zabytków znajduje się też wspaniałe interaktywne muzeum – Kongernes Jelling – gdzie można na własnej skórze odbyć podróż do Walhalli, zobaczyć jaka broń jest najskuteczniejsza w zabijaniu przeciwnika lub co zabierają ze sobą wikingowie do grobu, a także można przestudiować losy duńskiej rodziny królewskiej, które trwają już ponad 1000 lat. W muzeum studiujemy też alfabet runiczny, z którego wynika, że dzisiejszy symbol Bluetooth to nic innego jak nałożone na siebie inicjały Haralda Sinozębnego (oryginalna duńska pisownia Harald Blåtand, a po angielsku Harald Bluetooth) zapisane właśnie alfabecie runicznym. To miejsce bardzo nam się podobało 🙂
30 kilometrów dalej czeka na nas kolejna atrakcja – miasteczko Kolding, na szczycie którego stoi … zamek 🙂 Koldinghus to średniowieczny zamek, który został wybudowany w XIII wieku w celach obronnych, ale z czasem zaczął pełnić funkcję królewskiej rezydencji. Zamek niemal doszczętnie spłonął podczas wojen napoleońskich, a historie tego pożaru i odbudowy zamku można dziś prześledzić w zamkowych wystawach. Obok zamku znajdują się okazałe stajnie, które w czasie trwania II Wojny Światowej pełniły mało chwalebną rolę. Znajdowało się tu bowiem więzienie i siedziba gestapo.
Samo miasteczko jest również bardzo urokliwe. W centrum miasta widoczny jest jednolity zamysł architektoniczny, w którym dominuje czerwona cegła. Na tym tle wyróżniają się zabudowania, które mogą pamietać pierwszą budowę zamku, niektóre bowiem kamienice stoją tam bowiem tylko na słowo honoru. Hiszpańskimi schodami wracamy w okolice zamku i ruszamy w kierunku Odense.
Tym samym żegnamy się z duńska częścią Płw. Jutlandzkiego, w którym rozpoznaliśmy trochę Islandii, Norwegii, Grenlandii i Szkocji, a wszystko to okraszone germańskim ordungiem.