Punktualnie o 10.00 opuściliśmy kemping, wcześniej konsumując naprędce śniadanie. Przed nami 340 km do Werony, które udało nam się pokonać w cztery godziny. Podczas drogi utwierdziliśmy się w przekonaniu, że Włosi nie potrafią jeździć – na lotnika, bez kierunkowskazów, linie oddzielające pasy mając za nic. Z niewielkimi problemami natury nawigacyjnej dojechaliśmy na kemping. Ten był położony malowniczo na wzgórzu, z którego rozpościerała się cudowna panorama na miasto. Krótkim rekonesans po miasteczku, zwieńczony upragnionymi przez Łukasza lodami i wracamy na kemping. Tam piejmy wino gorąco rekomendowane przez obsługę, niczym jednak – poza ceną – nie różniące się jednak od Isula de Corso. Wieczorem gawędziliśmy jeszcze chwilę z sąsiadującymi obok Polakami, ale wkrótce potem padliśmy ze zmęczenia.
This post is part of a series called Korsyka 2008
Show More Posts