Zaczynamy wakacje! Przekładane, odkładane, kombinowane, długo wyczekiwane.
Jedziemy kamperem w Dolomity, gdzie według oryginalnego planu, mieliśmy pochodzić po via ferratach, ale z uwagi na zmianę planu – zabranie psów – via ferraty nie będą głównym punktem programu.
Podróż zajęła nam 26 godzin, z przestankiem na noc na stacji paliw pod Zgorzelcem. Plan był ambitniejszy, ale korki na A2 sprawiły, że pod polską granicę dojechaliśmy około północy. Rankiem w sobotę wyjechaliśmy ok. 8 rano i niemal 12 godzin później dojechaliśmy do International Camping Olympia, który położony jest w Parku Narodowym Dolomiti d’Ampezzo.
Podróż się dłużyła. I nam i psom. Lumi na końcówce jojczała okrutnie i tęsknym wzrokiem wypatrywała przez okno końca podróży. Nawet Fifi, która 25,5 godziny przejechała spokojnie leżąc na posłaniu lub kanapie, przez ostatnie 30 minut molestowała kierowcę dopraszając się dziudziania i głaskania 🙂 Niestety Fibak był nieubłagany, bo akurat prowadził nasz 7,5 metrowy dom na kółkach przez największe serpentyny na trasie i podobnież potrzebował obu rąk aby trzymać kierownicę.
Dolomity nawet z okna samochodu prezentują się wspaniale. Nic dziwnego, że zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Malownicza rzeźba, którą zawdzięczają – niestety- niszczycielskiemu procesowi erozji, który dość łatwo utworzył w wapieniach skalne baszty, poszarpane turnie, granie, strome stoki, urwiska czy kilkuset metrowe pionowe ściany skalne – jedna z nich wyglądała jak młodsza siostra amerykańskiego El Capitan – to wszystko składa się na zapierający dech w piersiach krajobraz Dolomitów. A my wiele sobie po nich obiecujemy 🙂