Bali, Bali …

This post is part of a series called Indonezja 2019
Show More Posts

Pożegnaliśmy Nepal, a przywitaliśmy się z Indonezją, z krótką przerwą na kawę w Singapurze. A mnie konkretnie Indonezja przywitała wirusem, zatruciem czy czymkolwiek tam jeszcze. W każdym razie to coś wyłączyło mnie kompletnie z życia na ponad 24 godziny. Więc przez pierwszą dobę pobytu na Bali eksplorowałam łóżko w pokoju hotelowym 🙁 Dziś jednak zmartwychwstałam na dobre, więc jedziemy na wycieczkę po Bali.

Zaczynamy od kompleksu kulturowego Garuda Wisznu Kencana, ikony wyspy, której centralnym ośrodkiem jest ponad 120 metrowy posąg Boga Wisznu siedzącego na wszystko widzącym orle Garuda. 900 ton brązu i 1300 ton stali zamknięte w posągu, który jest czwartym największym na świecie, ustępując podium Indiom, Chinom i Birmie.

Kompleks to jednak nie tylko statua, to także olbrzymie popiersie Boga Wisznu, który w religii hinduskiej, obok Shivy i Brahmy, tworzy trójce boską, sam będąc uważanym za obrońcę wszechświata.  Jest też Garuda Plaza poświęcona boskiemu orłowi. Jest olbrzymi, a jego jaj, starannie ułożonych w gnieździe, nie powstydziłby się największy z dinozaurów. Park lotosów, plaża Kura-Kura czy amfiteatr, w którym można obejrzeć tradycyjny taniec balijski (Sekar Jepun, Kembang Girang czy Baris), to kolejne z atrakcji, których nie można pominąć na mapie zwiedzania.

Spacer w południowym słońcu, które wędruje sobie dzisiaj po bezchmurnym niebie, potrafi jednak wykończyć, dlatego mrożone napoje oraz lody idealnie się wpisują w potrzebę schłodzenia ciała. Możemy jechać dalej.

Plaża Padang Padang, której nie było wprawdzie na naszej liście, ale nasz kierowca ją polecił. Z pewnością zejście na plażę robi wrażenie, albowiem wiedzie wąską szczeliną pomiędzy dwoma skalnymi blokami.

Plaża jest niewielka, zatłoczona w miejscach, które oferują cień, pusta w tych najbardziej nasłonecznionych. Ktoś, kto zapomniał ręcznika, może nabyć kolorowe pareo, spragniony może schodzić się butelką piwa i kąpielą w oceanie, a głodny posilić się grillowaną kukurydzą.

Plaża z pewnością nadaje się dla surferów, albowiem fale, które się rozbijają o skaliste przed-wybrzeże, są naprawdę duże. Widać zresztą, że surfing jest tu motorem napędowym biznesu.

Dobra, koniec tej patelni. Już niemal wychodzimy z plaży, chcemy wyrzucić resztki z kukurydzy, gdy z tłumu wyławiają nas małpy. I dostaną to czego chcą, tj. nadjedzone kolby i butelkę wody, bo inaczej to dla nas mogłoby się skończyć źle. Są bezczelne w swoim zaczepianiu ludzi, a najgorsze jest to, że pustych butelek nie wyrzucają do kosza … 🙂

Dalej jedziemy do świątyni Uluwatu, położnej malowniczo na południowym cypelku Bali, opadającej stromym klifem do oceanu, w którym rybacy łowią ryby obok pluskających się delfinów.

Pura Luhur Uluwatu to świątynia poświęcona duchom morza. Jest ona jedną z najstarszych świątyń na Bali i została założona w początkach X wieku przez przybyłego z Jawy kapłana hinduskiego Empu Kuturana.

Pięć wieków później, pielgrzymujący kapłan Dhang Hyang Dwi Jendra, przybył do świątyni, w której modląc się osiągnął stan jedności z bogami i dlatego wybrał ją jako ostatnie miejsce swojej pielgrzymki i miejsce ziemskiego spoczynku. Świątynia, jako grób świętego pielgrzyma, ma wielkie znaczenie dla Balijczyków. Tak duże, że kobiety w niewłaściwej fazie cyklu, nie mają do niej prawa wstępu …

Nasz kierowca przestrzegał nas przez małpami-złodziejkami, które ponoć kradną wszystko, co nie jest na stałe przytwierdzone do ciała, ale my nie zobaczyliśmy ani jednej. Małpy mądre, w taki upał odpoczywają gdzieś w cieniu, a nie spacerują w słońcu jak głupi ludzie. Ech …

Przed nami ostatni przystanek na trasie zwiedzania. Plaża Melasti. Ponoć nowa, ponoć urokliwa. Owszem, zachwycił mnie gruboziarnisty piasek, a wrażenie zrobiły fale jeszcze większe niż na plażach w Kuta i Padang Padang. Miejsce jednak samo w sobie robi się na wskroś komercyjne, a przed zachodem słońca staje się areną młodych par, które urządzają tu na potęgę sesje fotograficzne. Par głównie chińskich, które pozując w czarnych ślubnych sukienkach, a im więcej tiulu i piórek, tym lepiej. Moczymy stopy w oceanie i … wracamy! Z przyjemnością oddajemy się w ręce masażystek, które odbierają nam resztki energii, tak potrzebnej, by spakować walizki przed jutrzejszą, dalszą drogą …

Komentarze (2)

  • Krzysztof Woźniakowski 13 listopada, 2019 dnia 20:43 Reply

    U nas szaro i ponuro, tęsknimy do słońca.

  • Paweł Wasilewski 13 listopada, 2019 dnia 20:43 Reply

    Pogoda wymarzona, kuchnia dobra jest co oglądać to kilka dni można tam spędzić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *