Smoki z Komodo

This post is part of a series called Indonezja 2019
Show More Posts

Dzisiaj udało nam się wstać na wschód słońca, ale ten był za górami wyspy Komodo, w związku z czym zrezygnowani wracamy do naszej kajuty. Dodatkowo motywują nas gigantyczne owady latające, które w krótkie włosy Łukasza może się nie wkręcą, ale w długie blond czemu nie …

Na śniadaniu pojawiamy się kiedy wszyscy już kończą. Taki jest urok kajuty. Nikt Cię nie budzi. Ale i tak nie ucieka nam kolejna atrakcja jaką jest Różowa Plaża. Nazywa bierze się od charakterystycznego zabarwienia piasku, który jest zmieszany z jakimś czerwonym pyłem i całość tworzy faktycznie mieszankę o różowym odcieniu. Wyglada to zjawiskowo. Na plaży spędzamy kilka godzin, pływając z maskami i obserwując podwodne rafy. Te kuszą elektryzującymi i fluorescencyjnymi kolorami jej mieszkańców, choć widać też jak duża ich część uległa zniszczeniu na skutek działalności człowieka.

Dodatkową atrakcję stanowi pobliskie wzgórze, na które wdrapujemy się z przyjemnością, albowiem nasz projekt „Góry 12” jest zagrożony w październiku 🙂 Liczymy zatem, że suma wzniesień wszystkich wzgórz da nam jakąś rozsądną wysokość 🙂 Ze szczytu rozpościera się niesamowity widok na turkusowe morze otoczone górami wyspy Komodo. Chętnie zabawilibyśmy tam dłużej, ale jesteśmy na boso, a piasek rozgrzany jest do poziomu, w którym stapia skórę na piętach, więc z bólem schodzimy na dół. Na szczęście wizja chłodnej wody morskiej pozwala nam kontynuować ten bolesny marsz.

Ok. 10.00 zbieramy się z plaży i płyniemy w kierunku Komodo National Park, które jest nie tylko przystankiem po drodze, ale dla nas jednym z głównych powodów, dla których postanowiliśmy wrócić do Indonezji. Przewodnicy oprowadzają nas po tym naturalnym rezerwacie, uprzedzając, że to smoki zdecydują czy je zobaczymy. Są w końcu u siebie …

Kilka kroków później widzimy dużą, choć młodą samicę, która ma ok 10 lat. Przewodnik ostrzega, by nie podchodzić zbyt blisko, gdyż one atakują. Spotkanie z zębami, które ma na sobie 60 rodzajów bakterii, może zakończyć się źle. Te smoki są tak duże, że polują na sarny, dziki i bawoły. Ludzkim mięsem też nie pogardzą. Jako kanibale jedzą również same siebie, do tego stopnia, że matka potrafi wrócić do gniazda, by zjeść własne potomstwo, którego tak skrzętnie pilnowała na etapie, gdy było jeszcze zniesionymi jajami. Podobno to naturalny sposób na kontrolowanie populacji, niemniej jednak dość brutalny. Cieszę się, że moja mama postanowiła nie zjeść ani mnie ani mojego brata 🙂

Przez godzinę udało nam się zobaczyć wyłącznie tę samicę i jednego malucha na drzewie, który już wyglądał jak mocno przerośnięta jaszczurka. I kiedy zawiedzeni, zrezygnowani tak nikłą obecnością tych potomków dinozaurów jesteśmy niemal na wyjściu, przy kafejce, z której rozchodzi się zapach jedzenia, widzimy trzy potwory. Dwa śpią nic sobie nie robiąc z licznej ludzkiej reprezentacji, jeden – największy z samców w rezerwacie – pozuje do zdjęć, będąc jednak bacznie obserwowanym przez strażników. Apetyt na smoki zaspokojony, choć nasze oczekiwania chyba się nieco rozjechały z rzeczywistością. Ale i tak robiły wrażenie 🙂

Po lunchu zatrzymujemy się na pływanie, nurkowanie i odpoczynek. Uzupełnione zapasy piwa jednak powodują, że większość w zadaszeniu nadrabia jeden dzień abstynencji 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *