- Dolomity, przybywamy!
- Giro del Col Rosa
- Giro di Cianderou
- Tre Cime di Lavaredo
- Giro dei Tre Cime
- Lago di Braies i winnice doliny Isarco
- Finał wakacji z mocnym uderzeniem
Przeglądając wczoraj prognozy pogody już wiedzieliśmy, że pobyt w Dolomitach się kończy, zwłaszcza że zapowiadane od tylu dni deszcze zaczęły się w końcu pojawiać w rzeczywistości. Opuszczamy więc super kamping Olympia w Dobbiacco i jedziemy w kierunku Lago di Braies.
Jest to przepiękne jezioro o turkusowej tafli wody, położone w dolinie Pusteral. W strugach deszczu prezentowało się wspaniale na tle górskich szczytów, będących częściowo pod pierzyną chmur, jak cudownie musi więc wyglądać kiedy swieci słońce 🙂 Jezioro jest jak magnes, przyciąga w każdą pogodę turystów wszelkiej maści, również takich ja my – czyli z psami. Rundka wokół jeziora zajmuje około godziny, a zależy to od tego jak często zatrzymujesz się do zdjęcia oraz jak szybko i sprytnie mijasz innych na podejściach 🙂 Nad brzegiem jeziora jest kościółek, winiarnia, hotel i restauracja. Podobno w tym hotelu umieszczono zakładników SS z obozu w Dachau, których ostatecznie uratowała armia amerykańska [za Wikipedia].
Po powrocie ze spaceru, podczas którego jednak nieco zmokliśmy, a nasze psy w szczególności, pozwalamy sobie jeszcze na kawę i coś do kawy, a dopiero potem ruszamy w kierunku Bressanonne, gdzie podążamy szlakiem winnic. Dolina Isarco słynie z białych win, produkowanych głównie ze szczepów: Sylvaner, Muller Thurgau, Gewurzstraminer, Kerner, Pinot Grigio oraz Riesling. Z uwagi na wysokość położonych tu winnic, należy zapomnieć o słodyczy w tych gronach, wina są wytrawne, ale mimo to w większości, mają niezwykły aromat oraz umiarkowaną kwasowość. To sprawia, że nawet ja – zdecydowana fanka win pół wytrawnych i pół słodkich – zdołałam znaleźć tu sporo dla siebie 🙂 Zdecydowaliśmy się odwiedzić trzy winnice: Taschlerof – Peter Wachtler, Kuenhof – Pliger Peter (tu Fibak wspiął się na wyżyny umiejętności jeśli chodzi o manewrowanie kamperem na wysokości i nierówności) oraz prowadzone przez opactwo augustyńskie Stifskellerei Neustift. W każdym coś nam zasmakowało 🙂 W miejscowości Novacella, gdzie była ostatnia winnica, skądinąd najbardziej komercyjna, ale też najpiękniej położona i znakomicie wkomponowana w architekturę miasteczka, zjedliśmy obiad włosko-austriacki, czyli penne oraz zupę gulaszową. Wpływy obu krajów mieszają się tu na każdym kroku.
A teraz ruszamy dalej, w kierunku Garmish-Partenkirshen, z krótkim przystankiem na Przełęczy Brennera. Niestety, nasz plan jutrzejszego trekkingu pod Zugspitze spalił na panewce, albowiem mimo ilości kempingów oraz kamperplatz-ów w Ga-Pa i okolicach, wszystko było obłożone w 100%. Sponton w Niemczech? Zapomnij!
Pojechaliśmy więc dalej, w kierunku Monachium, by zatrzymać się na kompletnym zadupiu przy autostradzie (z pomocą przyszła apka Park4Night), z nadzieją, że jutrzejszy dzień ułoży się lepiej 🙂
Komentarze (2)
Wprawdzie nie pijana raczej win ale za to okolice wyglądają wyjątkowo urokliwie, wręcz bajecznie. Nawy pomimo brzydkiej pogody.
Dokładnie tak, to okolica i usytuowanie winnic sprawia, że lubimy je zwiedzać, niezależnie czy w Polsce czy gdziekolwiek indziej.