- Majówka start!
- Orlica (1084 m n.p.m.) i Jagodna (977 m n.p.n.) za jednym zamachem…
- Wielka Sowa (1015 m n.p.m.) oraz tajemnice Gór Sowich
- Wyzwanie trzech szczytów czyli Chełmiec, Borowa i Waligóra razem wzięte!
- Tryptyk Gór Bardzkich czyli Szeroka, Kłodzka i Ostra …
- Namiastka Gór Stołowych …
- Złoto dla zuchwałych!
- Granią po dwóch stronach granicy …
- Przez Kłodzko i Płocko do Natolina czyli powrót do domu i porady praktyczne …
Gdy pada deszcz w Kotlinie Kłodzkiej, ludzie schodzą pod ziemię …
Z samego rana jeszcze była szansa, że z tej małej chmurki nie rozwinie się deszcz, ale pół godziny później nadzieje okazały się złudne.
W związku z czym decydujemy się na Kopalnię Złota w Złotym Stoku. Biorąc pod uwagę aurę. pewnie nie tylko my jesteśmy tacy sprytni, więc staramy się znów wyjechać wcześniej. 30 km dalej parkujemy w Złotym Stoku.
Nasze wejście jest o 11.00, więc mamy jeszcze chwilę czasu na eksplorację sklepu z biżuterią ozdobioną szlachetnymi kamieniami wydobywanymi właśnie w tych okolicznych kopalniach. Opłaca się. Dostaję od męża srebrną obrączkę wysadzaną szafirami i turkusami 🙂
Tymczasem o 11.00 zjawia się nasza niesamowita przewodniczka Barbara i wprowadza nas pod ziemię przez sztolnię Gertrudy.
Sposób opowiadania jest niesamowity i niezwykle interesujący. Głębokość kopalni to 510 m, przy czym turystów sprowadza się na maksymalnie 120. Złoto wydobywa się od wieku XVI, przy czym złoty wiek przypada na wiek XVII, kiedy to wydobyto 60% całości wydobycia z tej kopalni. Podane nam statystyki mówią, że jeden górnik był w stanie dziennie wydrążyć dół na 4 cm, a całością wydobytego złota – gdyby przerobić je na złote nici – można by okręcić kulę ziemską półtora raza.
Po tragicznym wypadku w XVIII wieku, w którym zginęło 100 górników, przestawiono się na wydobycie arszeniku. Moja bratowa próbowała skombinować odrobinę na własne potrzeby, tj. na mnie i na mojego brata, ale na szczęście u nas sporo zapasu magnezji niwelującej szkodliwe działanie arszeniku.
Trasa zwiedzania obejmowała figurki świętego Krzysztofa i Barbary, wózek górników, piec do wypalania, probierze, skarbiec, który ilustrował całość wydobytego złota w kopalni, laboratorium alchemika, któremu Marcyś dzielnie asystował, chodnik śmierci, z którego wychodzi się wyłącznie nogami do przodu. A konkretnie oznacza zjazd rurą jak na basenie, tylko odrobinę szybciej. Marcyś wyszedł niemal z progu, Dziunia wyhamowała, ale ja zjechałam tuż za nią, praktycznie wjeżdżając jej w plecy. Zademonstrowałam co oznaczają oczy szeroko zamknięte … 🙂 Bez wątpienia dużą atrakcją był również gnom, który biegał po kopalnianych korytarzach i straszył ludzi, z Leną i ze mną włącznie.
Na koniec wizyty w sztolni była wizyta w Muzeum Przestróg, Uwag i Apeli, pełnym oryginalnych tabliczek z peerelowskich zakładów pracy.
Po wyjściu na zewnątrz, dalsza trasa zwiedzania prowadziła do wodospadu, który spływał wodą z wysokości 8,5 metra. Następnie kolejką wróciliśmy na powierzchnię z głębokości 120 metrów, wprost do mennicy. Po chwili przerwy na uzupełnienie zapasów energetycznych, chłopcy wypłukiwali jeszcze złoto i szukali kamieni szlachetnych, a potem ruszyliśmy w kierunku Jaskini Radochowskiej, już w podgrupach.
Zaparkowaliśmy jakieś półtora kilometra od jaskini i juz mieliśmy rozpocząć trekking, gdy przypadkowo napotkane panie oznajmiły, że minimalny czas oczekiwania na wejście to 90 minut. Zrezygnowaliśmy! Weszliśmy do Winiarni Radochowskiej, która – jak się okazało – jest prowadzona przez znanego himalaistę Zbigniewa Piotrowicza. I nagle wiszące flagi nepalskie oraz książka „Moje PaGóry” wystawiona na sprzedaż zaczęły mieć sens.
Jeden grzaniec później, ruszamy w kierunku czeskiego miasta Nachod, gdzie czeka już Mama Hania i Krzysztof. Jemy obiad w jednej z rozlicznych restauracji na rynku, a potem robimy sobie mały spacer wokół rynku. Potem jeszcze krótka wizyta w firmowym sklepie Primatora, gdzie dokonujemy zakupu kilku buteleczek i spadamy do Raszkowa na wieczorek familijny.