- Majówka start!
- Orlica (1084 m n.p.m.) i Jagodna (977 m n.p.n.) za jednym zamachem…
- Wielka Sowa (1015 m n.p.m.) oraz tajemnice Gór Sowich
- Wyzwanie trzech szczytów czyli Chełmiec, Borowa i Waligóra razem wzięte!
- Tryptyk Gór Bardzkich czyli Szeroka, Kłodzka i Ostra …
- Namiastka Gór Stołowych …
- Złoto dla zuchwałych!
- Granią po dwóch stronach granicy …
- Przez Kłodzko i Płocko do Natolina czyli powrót do domu i porady praktyczne …
Samotność w górach? Zapomnij jeśli wybierasz się na Szczeliniec Wielki w majówkę…
Wydawało nam się, że opuściliśmy ten wiejski przybytek przyjemności dość wcześnie, skoro na szlaku pod Szczelińcem byliśmy już ok. 09.30, pokonując Drogę Stu Zakrętów. A tam mimo wczesnej pory dziki tłum, który zniechęca już na starcie. Wszyscy walą schodami pod górę. Mali, duzi, grubi, chudzi, samotni, w grupach. I każdy chce być pierwszy na szczycie 🙁
Marcyś dociera na szczyt jako pierwszy, za nim Piter z psem, który pod górę szedł o własnych siłach, Rafał, a potem Mama, Lena i ja. Byłam mega dumna z Lenki, gdyż te niespełna 200 metrów przewyższenia przeszła na własnych nogach i bez jęczenia typu „jestem zmęczona” czy „bolą mnie nogi”. Na koniec dotarł Łukasz z Krzysztofem. Mama Hania jednak postanowiła poczekać na nas na zejściu 🙂
Na schronisku tyle ludzi, że obrót dookoła siebie bez uszczerbku stanowi problem. Kolejka do trasy turystycznej sięga zenitu, więc raczej nie będziemy chcieli w niej stać. Zwłaszcza że na górze wieje bardzo mocno i jest piekielnie zimno. Gofry, zdjęcia i spadamy stąd trasą, którą przyszliśmy. Niestety, niewyedukowani trekerzy w trampkach pokazali nam ile jest hejtu w narodzie polskim. Co i rusz zwracano nam uwagę, że schodzimy drogą wejściową, łącznie z komentarzem, że szkoda nam było pieniędzy na bilety wstępu na trasę turystyczną, mimo że droga jednokierunkowa zaczyna się od schroniska. Na głupotę ludzką nie ma rady! Chłopcy zbiegli jako pierwsi, Piter zniósł psa, a Lenka już ledwo schodziła, ale mimo to zeszła o własnych siłach z niewielką pomocą Łukasza, który ją zniósł w newralgicznych momentach.
Po zejściu odpuszczamy plan pojechania o Błędnych Skał, wiedząc, że wszyscy, którzy zeszli ze szczytu dokładnie tam się udają. Nie chcę powtórki ze Szczelińca więc decydujemy się na kolejny punkt w programie czyli Kaplicę Czaszek w Kudowie Zdroju. Pomijając fakt czekania ponad godzinę w kolejce do wejścia, ten sakralny obiekt pozostawia w człowieku rozmaite wrażenia. Po pierwsze składuje w sobie kości około trzydziestu tysięcy ludzi, których szczątki zostały wykopane z całego regionu. To ofiary wojen szwedzkich, powstań śląskich, wojny siedmioletniej z XVIII wieku czy zarazy (cholera, czarna ospa). I ogromny szacun dla księdza Wacława Tomaszka, który z chęci uporządkowania tego terenu pod kątem religijno-narodowościowym, uczynił misję swojego życia. A teren nie był łatwy, bo od zawsze podzielony na skutek idiotycznych rozporządzeń gubernatorów pomiędzy Polską a Czechami, Habsburgami i Prusami.
Po Kaplicy Czaszek idziemy w kierunku skansenu o nazwie Szlaku Ginących Zawodów. Zabawiamy tam dłużej odwiedzając Dom Chleba, Dom Robótek Ręcznych, kuźnię, wiatrak, garncarza. Skansen Sierpecki jest moim zdaniem bardziej urozmaicony, ale i tak przyjemnie było spędzić tę parę chwil w wiejskim klimacie. Warsztaty z garncarzem i kowalem to dodatkowa atrakcja dla dzieciaków, a Rafał i Marcel mieli ponadto okazję zrobić sobie własnoręcznie miseczki z gliny.
Po wizycie w skansenie jedziemy coś zjeść. Polecona przez parkingowego restauracja Stary Młyn na Fredry 10 faktycznie jest oddalona os centrum i nie jest tak oblegana, ale nawet te umiarkowane tłumy powodują, że obsługa nie wyrabia. Co z tego, że po fakcie jedzenie jest dobre, skoro trzeba na nie czekać ponad 90 minut. Te minuty mają znaczenie, albowiem już wiemy, że Błędne Skały, które chcieliśmy zwiedzić tuż przed zamknięciem, będą zwiedzone kiedy indziej. Na ostatni cel dzisiejszego dnia wybieramy zatem Wambierzyce.
Wambierzyce znane są z wybudowanej najprawdopodobniej w XVIII wieku Kościoła Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, który powstał na kanwie kaplicy z XIII wieku. Świątynia góruje nad rynkiem miasteczka, do której prowadzi 57 schodów. Liczba ta ma ponoć symboliczne znaczenie, gdyż składa się na nią liczba 9 (liczba chórów anielskich), 33 (wiek Jezusa Chrystusa w chwili ukrzyżowania) oraz 15 (wiek Marii w chwili poczęcia Chrystusa). Niestety nie jest nam dane obejrzeć świątyni od środka, gdyż odbywa się nabożeństwo …
W drodze powrotnej zatrzymujemy się na drodze pomiędzy Wambierzycami a Raszkowem, na polu pełnym żółtych rzepaków. Sesja zdjęciowa Leny na tle zachodzącego słońca kończy ten intensywny, choć mało górski dzień …