- Majówka start!
- Orlica (1084 m n.p.m.) i Jagodna (977 m n.p.n.) za jednym zamachem…
- Wielka Sowa (1015 m n.p.m.) oraz tajemnice Gór Sowich
- Wyzwanie trzech szczytów czyli Chełmiec, Borowa i Waligóra razem wzięte!
- Tryptyk Gór Bardzkich czyli Szeroka, Kłodzka i Ostra …
- Namiastka Gór Stołowych …
- Złoto dla zuchwałych!
- Granią po dwóch stronach granicy …
- Przez Kłodzko i Płocko do Natolina czyli powrót do domu i porady praktyczne …
Pogoda nam dziś niczego nie ułatwiła, gdyż miało padać cały dzień. Jednak planów nie zmieniliśmy i po śniadaniu wyjechaliśmy w kierunku Gór Sowich.
Oddalone od Długopola Zdrój jakieś 60 km, liczyliśmy więc, że na północy deszczu nie będzie, albo przynajmniej zmniejszy swoją intensywność. Ale na Przełęczy Sokolej, skąd rusza czerwony szlak na Sowią Górę, bardzo padało. Ktoś kiedyś jednak powiedział, że nie ma złej pogody, a tylko złe ubrania. My mieliśmy zatem doskonałą okazję do przetestowania możliwości naszych ubrań przeciwdeszczowych 🙂
Szlak od początku nas nie oszczędza. Przewyższenie rzędu na oko ok. 8%, które czuć w łydkach od pierwszego kroku. Do tego droga wiedzie po betonowych płytach stanowiących dojazd do pierwszego schroniska, a o drzewach, które w teorii miały nas chronić odrobinę przed deszczem zapomnij.
Według Wikipedii, Góry Sowie są najstarszym pasmem Sudetów, stąd może ten drzewostan w tragicznym stanie. Drzewa połamane są na całej długości szlaku, a w niektórych miejscach zostały po nich tylko ślady wcześniejszej bytności i świetności. Zaiste smutny to obrazek.
Rafałowi nie podoba się do końca konieczność chodzenia w deszczu i 300 metrowego łącznego podejścia. Minę miał nietęgą …
A tymczasem, gdy kończą się betonowe płyty i zaczyna się leśny szlak, robi się przyjemnie mimo wiatru, mgły i deszczu. Póki co ciuchy się sprawdzają, tłumów na szlaku nie widać, więc mnie droga cieszy.
Za pierwszym schroniskiem mijamy pomnik Karla Wiesena, który był jednym z aktywniejszych działaczy Towarzystwa Sowiogórskiego i wielkim propagatorem ruchu turystycznego w Górach Sowich.
Za drugim schroniskiem, które ku naszemu zdziwieniu, jest zamknięte dla turystów w tygodniu, szlak skręca w prawo i wiedzie wąwozem, z którego strumieniami spływa woda. Potem droga jeszcze kilka razy meandruje, aż doprowadza nas do jednej z czterech bram prowadzących na szczyt Wielkiej Sowy.
Szczyt był wyłącznie dla nas. Ozdobiony 25 metrową wieżą widokową, z której podobno rozciąga się malowniczy widok na panoramę Sudetów, od Śnieżnika po Śnieżkę. Dziś była jednak nieczynna, więc musieliśmy się zadowolić widokiem z poziomu naszych stóp. Chwilę odpoczywamy pod wiatą, głównie przed deszczem, łyk ledwo cieplej herbaty i gorącej galaretki, ja docieplam się dodatkową warstwą i jesteśmy gotowi do zejścia.
Podczas zejścia Rafał się całkowicie zmienia. Już nie wlecze nogi za nogą, jak gdyby miałyby to być jego ostatnie kroki, ale dziarsko dotrzymuje nam tempa i rozmawiamy na różne tematy. Po drodze mijamy grupę minimum 30 osób. Znów mamy szczęście, że nie spotykamy ich na szczycie 🙂
W drodze powrotnej zatrzymujemy się na ogórkową i knedliki w pierwszym schronisku, gdzie przez chwilę również dajemy wytchnąć naszym ubraniom przeciwdeszczowym …
Kolejnym punktem programu była Osówka i Podziemne Miasto. Góry Sowie skrywają w sobie wiele tajemnic, i to miejsce jest jednym z nich. Przewodnik prowadzi nas kilometrową trasą turystyczną (bez czołgania się i spływu podziemnymi rzekami), wprowadzając w niezbadane sekrety tego miejsca.
Osówka jest jednym z sześciu tego rodzaju, podziemnych i niedokończonych fortyfikacji. Siódmy w regionie, choć nieco oddalony, jest ten pod Zamkiem Książ.
Do dziś nie wiadomo w jakim celu je budowano, albowiem nie zachowała się jakakolwiek dokumentacja budowlana. Nasz przewodnik, którego styl opowiadania wykazuje fascynację „Sensacjami XX wieku” Wołoszańskiego, pokusił się o kilka teorii, przy czym żadna nie ma potwierdzenia w materiałach źródłowych. Mnie osobiście przekonuje myśl, że obiekty miały być ze sobą połączone i tworzyć coś na kształt gigantycznego (oryginalna nazwa obiektu „Riese” czyli olbrzym) laboratorium, w którym doktor Mendele mógłby prowadzić swoje okropne badania. Na budowę przeznaczono ponad 150 milionów marek (dla porównania Wilczy Szaniec na Mazurach kosztował 36), w szczytowym momencie pracowało przy niej ok 30 tysięcy więźniów, jeńców, głównie Żydów, i pracowników cywilnych, a udokumentowano ok 5000 zgonów. Ktoś zapomniał jednak dodać, że jeden numer potrafił umierać kilka razy. To miejsce zostawiło nas z większą ilością pytań niż odpowiedzi…
W drodze powrotne zahaczyliśmy o Nową Rudę i jej atrakcję czyli Szyb Nowy I, na której powstała wieża wspinaczkowa. Wieża szybu kopalnianego, niemal gładka, wysoka na 58,5 metra i przygotowana pod drogi wielowymiarowe robi wrażenie z dołu, a co dopiero gdy spogląda się na miasteczko z wysokości 20 piętra 🙂 Kto wie, może kiedyś tu wrócimy nie tylko na nią popatrzeć …
A teraz atrakcja dnia dla Rafała, czyli … Avengers Koniec Gry! Trzygodzinny seans o wojnie dobrych ze złymi musiał być niezłą katorgą dla Łukasza, który ledwo odróżnia Kapitana Amerykę od Iron Mana 🙂 I tak kończy się dzień …
Komentarze (1)
Myślę, że Avengers wynagrodził Rafałkowi trudy wspinaczki, Takie aktywności sportowe dla Rafałka to zbawienie dla jego zdrowia.