Ponownie wykorzystuję chwilę na zrobienie paru fotek z miejsca, w którym utknęłam. Fibak wraca po jakiś 15 minutach i razem zaczynamy już schodzić z przełęczy. Nie jest łatwo. Ta sama droga w dół, a wiec luźne piargi, mokra ziemia, fragmentami gładkie skały, po których spływają strumyki. Każdy krok jednak dodaje mi pewności siebie. Sugestie i pouczenia Łukasza tez bardzo pomagają. Zanim dochodzimy do kamiennych schodów jestem inną osobą. I ma nadzieję, że ten stan się będzie utrzymywał na dłużej. Stromy odcinek w dół wcale nie okazał się taki trudny. Na pewno dlatego, że tym razem szliśmy po właściwym szlaku, gdzie pewność siebie wzmagały gałęzie drzew, a dodatkowo, wzrosło moje zaufanie do moich własnych butów.
Tuż przed końcem tego zejścia, widzimy plecak i damska torebkę, które leżą po drugiej stronie stromej gładkiej skały. Na nasze wołania „hello” nikt nie odpowiada. Łukasz sprawdza zawartość. Plecak wypchany górskim sprzętem i laptop. Nie do końca przekonani o słuszności decyzji, odchodzimy uznając, że ktoś po prostu postanowił iść do góry na lekko. Mam nadzieje ze w jutrzejszym wydaniu Lofoten News nie przeczytamy o zaginieciu jakieś kobiety.
Gdy docieramy do hotelu, chwila na relaks i obiad. Bilans energetyczny jest znów ujemny wiec nasze liofilizaty nie tyle pochłaniamy co pożeramy. Są kaloryczne i prawie smaczne, ale absolutnie nie narzekamy. Na deser czekolada Daim, która podnosi rownież poziom endorfin. Można zacząć relaks …
Jako że dzień się jednak jeszcze nie skończył, a w ogóle to trudno tu mówić o końcu dnia, skoro słońce zachodzi o północy, a wstaje o 1 w nocy, postanowiliśmy iść jeszcze na spacer po Reine. Maluteńkie miasteczko oferujące mnóstwo noclegów w rorbu (porybackich domkach w kolorze czerwieni wzniesionych na palach). Dodatkowo w miasteczku jest kafejka, stacja benzynowa, lekarz i policja. Spacerujemy wzdłuż tych uliczek oraz falochronu prowadzącego do latarni morskiej. Po drodze mijamy wiele drewnianych konstrukcji, na których suszą się dziesiątki tysięcy dorszy, wydzielających charakterystyczny rybi zapach (czytaj …smród). Po wyjeździe z Reine, kierujemy się na punkt widokowy, z którego rozciąga się malowniczy widok na dolinę, widzianą uprzednio przez nas z przełęczy Reinebringen. Chmury są już jednak nieco bardziej dramatyczne, wiatr się wzmaga, a chłód powietrza przypomina, że jesteśmy poza kołem podbiegunowym.
Nie ma co. Wracamy do hotelu na szklaneczkę rozgrzewającej whisky i kanapkę z norweskim łososiem 🙂
Komentarze (1)
Beautiful photos of the fish! 😉 Nice blog by the way – works well 🙂 Enjoy your trip and we’ll follow you from here…