- Wyrównane rachunki z Przełęczą Karb 😉
- Orlą Percią pomiędzy Granatami
- Kościelec na deser i odchodne
- Klątwa Kościelca przełamana
- Orlą Percią
- Powrót na niziny
- Tatry 2018 cz. 2 – porady
Piątek, 11 maja 2018
Ach! Więc to już. Budzik dzwoni o 4 nad ranem. Na szybciora ubieramy się w ciuchy przygotowane dnia poprzedniego, kiedy to skrupulatnie wyposażaliśmy nasze plecaki w niezbędny ekwipunek górski. Wyjadamy resztki z lodówki i tuż przed 5 rozpoczynamy wcześniejszy weekend, z premedytacja wyłączając służbowe telefony komórkowe. Wszak w górach ciężko o zasięg 🙂
Do Zakopanego dojeżdżamy ok. 10.30. Ciut później niż zakładaliśmy, bo nie przewidzieliśmy obowiązkowych postojów przed Rabką, za Rabką i tuż przed samym Zakopanem. Polska w budowie. To nie hamuje naszej radości i ekscytacji płynącej z nieuchronnego faktu zbliżania się do gór. Jedynie przez chwilę czuję na sobie nerwowy wzrok Fibaka, który jest przekonany że zapomniał butów. Nieco zdezorientowana, jako że sama pakowałam mu je do auta, spoglądam w dół na jego stopy, będąc pewną, że coś się stało z jego tenisówkami. Są jednak tam gdzie miały być. Jest ok, bo ja wiem, że buty trekkingowe są w aucie. Fibak tego nie wie i mój uśmiech na twarzy go wkurza. Wyraźnie rozbawiona pokazuję mu buty na tylnej ławce naszego auta. A jemu tymczasem naprawdę skoczyła adrenalina. Czy byłby jednak pierwszym wychodzącym w góry wysoki turystą w niubalansach?
Na parkingu C.O.S Zakopane parkujemy nasze autko i wbijamy się do taksówki, która podwozi nas do Kuźnic. Bliżej Murowańca się nie da! Kupiwszy bilety wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego, rozpoczynamy podchodzenie do Murowańca. Wybieramy wariant Doliną Jaworzynki. W końcu dopiero co spędziliśmy 5 godzin w aucie, więc przyda nam się stopniowy rozruch.
Pierwsza część trasy była jak droga na Mazowszu. Prosta i długa. W którymś momencie jednak zaczęła iść pod górę. Plecaki nam nie ułatwiały podejścia, ale od czego jest aparat, na który można zrzucać częstsze zatrzymywanie się?! 🙂 Niestety niemal na ostatniej prostej do Przełęczy między Kopami, pogoda się popsuła i zaczęło lać. Byliśmy wprawdzie przygotowani na deszcz, ale podchodzenie w strugach wody, po śliskich kamieniach jest mimo wszystko średnio przyjemne. 2 godziny z hakiem później dochodzimy do Murowańca.
Tam szybko posililiśmy się (ja się na nowo zakochałam w góralskiej kwaśnicy) i zameldowaliśmy się w naszym pokoju. Czas oczekiwania na poprawę pogody wykorzystaliśmy na przebranie się w suche ciuchy (pod warunkiem ich posiadania, albowiem mój nowo zakupiony camelbag puścił i w zasadzie większość rzeczy była mokra), rozwieszenie mokrych oraz spakowanie plecaków na drugą część dnia. Nasze modły zostały wysłuchane, przestało padać więc postanowiliśmy zrobić podejście numer jeden na Kościelec.
Droga wiodła niebieskim szlakiem nad Czarny Staw Gąsienicowy. Przyjemny spacerek. Stamtąd odbiliśmy czarnym szlakiem na Przełęcz Karb. Mieliśmy z tym miejscem niezałatwione porachunki z 2011 roku, kiedy to zimową porą próbowaliśmy zrobić drogę letnim szlakiem, co oczywiście się nie udało. Tym razem jednak weszliśmy na wysokość 1853 m npm i stanęliśmy przed dylematem – wejść czy nie wejść na Kościelec?
Podczas gdy my wahaliśmy się przez kilka chwil, pogoda zdecydowała za nas. Gradobicie zmusiło nas do bardzo szybkiego odwrotu z Karbu Halą Gąsienicową do Murowańca. Łukasz przypłacił lenistwo na Karbie, kiedy to ja wkładałam przezornie przeciwdeszczowe ciuchy, i po ponad godzinie marszu do schroniska przemókł do suchej nitki. Nie miał na sobie nic suchego. Jak stwierdził w trakcie marszu, osiągnął taki stan nirwany, że było mu już wszystko jedno. Ale grzańca w schronisku nie odmówił. Ja też nie 🙂 Cały wieczór się delikatnie rozgrzewaliśmy zatopieni w lekturze Przewodnika Tatarzańskiego by J.Nyka, by wczesnym wieczorem oddać się w objęcia morfeusza, który miał nas przygotować do wyzwań dnia następnego.