Dzisiejszej nocy daliśmy szansę zorzy. Wszystkie aplikacje krzyczały, że to zaledwie 20% intensywności, a z łóżek warto się zrywać dopiero przy 40%, ale pierwsze podczas naszego pobytu częściowo bezchmurne niebo zachęciło nas do opuszczenia domu w okolicy północy. Celem była plaża w Midtsandan, bo blisko i stosunkowo ciemno. I rzeczywiście zorza była. Wprawdzie widoczna tylko na zdjęciach i to przy długim czasie naświetlania, wprawdzie rzadka jak zupa owocowa, ale była … 🙂 Bawimy się jeszcze trochę długą ekspozycją wykorzystując małoletnich i ich czołówki, by dodać nieco abstrakcji do pustej plaży z nocnym niebem. Jednak po godzinie testowania parametrów, na główne nadejście zorzy, niebo znów się zaciągnęło, w związku z czym najrozsądniejszym posunięciem było zwinięcie statywów, powrót do domu i zalegnięcie w ciepłych łóżeczkach.
A tymczasem przed nami ostatni dzień roku. Ten rozczarował nas maksymalnie. Leje tak, że największego wroga za drzwi by się nie wystawiło, a co dopiero dzieci i siebie. Marnotrawimy więc godziny przed kominkiem, czytamy książki i gazety lub aktywizujemy młodych do gry w planszówki odrywając ich od gry na tabletach. Rządzą „Tajniacy”, „Cytadela” oraz kalambury. Hasła jak „Stój Halina” przejdą do historii 🙂
O północy wychodzimy przed dom. Na niebie trwa spektakl sztucznych ogni, które obserwujemy przez dobrych kilkanaście minut. Sąsiedzi wychodzą z domów i wspólnie z nami uczestniczą w tym pirotechnicznym pokazie. Życzeniom noworocznym nie ma końca, tym osobistym i tym telefonicznym. Ostatecznie jednak wracamy do domu i przy dźwiękach indywidualnie stworzonej playlisty bawimy się do ok. 2 w nocy 🙂
Co, gdzie i za ile? Jeśli Cię to interesuje to zapraszamy do podsumowania naszego wyjazdu, gdzie zawarliśmy nie tylko ceny ale również kilka porad praktycznych 😉