This post is part of a series called Vysoke Tatry 2018
Show More Posts
- Na malinowym szlaku
- Przekraczanie własnych granic …
- No co ty, Studentskiej nie jadasz?
- Vysoke Tatry 2018 – porady
Wieczór w Chacie Teryego upłynął nam bardzo sympatycznie. Pyszna kolacja będąca dla mnie kwintesencją słowackiej kuchni czyli „knedliki s gulasem”. Potem były zdjęcia zachodu słońca, które oświetliło grań między Baranimi Rogami a Durnym Szczytem ciepłym, miękkim światłem. I chwila refleksji nad urwiskiem, wychodzącym na Dolinę Staroleśną. Śmiechy i żarty, ale też poważne rozmowy „starych” przyjaciół przypomniały nam jak ważni są dla nas bliscy nam ludzie. A sam wieczór w schronisku spędziliśmy przy tatrzańskim czaju, czyli herbatce wzmacnianej wysokoprocentowym alkoholem oraz przy kultowej, czekoladzie studentskiej. Zdziwienie Łukasza, Moni i Mariana, że nie jadam Studentskiej, bezcenne 🙂
Rankiem nie wyszła nam pobudka na wschód słońca, za to wyszły mi zdjęcia rozświetlonego wierzchołka Pośredniej Grani. Piękno natury natychmiast mnie oszołomiło i obudziło. Mogłam tam siedzieć, w tym lodowatym zimnie, w piżamie i japonkach na stopach, na skraju urwiska i chłonąć te zjawiskowe krajobrazy.
Po śniadaniu szybko się spakowaliśmy i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Tatrzańskiej Łomnicy. Czekało na 1,300 metrów zejścia, z czego pierwsze 300 było zabójcze dla kolan. Ostro i zakosami. Pogoda nam sprzyjała. wiał chłodny wiatr, który nawet spowodował, że szłam w goreteksie, choć z otwartą wentylacją pod pachami. Po drodze mijaliśmy coraz więcej turystów, a im niżej byliśmy, tym bardziej było nam ich szkoda, bo wciąż tyle mozlnego trekkingu pod górę przed nimi.
Po dwóch godzinach doszliśmy do połączenia szlaków przy wodospadach. Stamtąd dwie godziny później byliśmy w Tatrzańskiej Łomnicy. Ku naszemu zaskoczeniu, z chwilą gdy podeszliśmy do jednego ze straganów, by nabyć drogą kupna magnes, z góry lunęło jakby ktoś otworzył wszystkie kurki w warszawskich wodociągach. Trwało to z dziesięć minut, czyli dokładnie tyle ile potrzeba na założenie na siebie całego goreteksu oraz ubranie plecaka w nieprzemakalny pokrowiec. Potem szliśmy gotując się w „foliowych” ubrankach.
Ostatnie zakupy w lokalnym supermarkecie, czyli uzupełniamy zapasy Zlatego Bazanta i Studentskiej. Ok. 13.00 opuszczamy piękną Słowacją i jej Tatry, które dostarczyły nam wiele adrenaliny, strachu, ale przede wszystkim radości z obcowania z wszechpotężną naturą oraz z przezwyciężania własnych słabości.