I oto, za drugim podejściem, spełnia się moje marzenie przejścia granią Karkonoszy. W lutym się nie udało z uwagi na trudne warunki pogodowe i zagrożenie lawinowe. Na szczęście dziś grozi nam co najwyżej burza i deszcz.
Dostaliśmy do Szklarskiej Poręby wieczór wcześniej, by dziś zacząć od transferu na Przełęcz Okraj. Nasz kierowca, Pan Krzysztof, jest jednocześnie fantastycznym przewodnikiem. Opowiada nam ciekawostki kulturalne, historyczne i polityczne. I jest „nasz”, gdyż ogląda Szkło Kontaktowe.
O 9.36 startujemy. Przed nami ok. 17 km. Na szlaku wita nas mgła wnikająca we wszystkie zakamarki. Pejzaż jest mroczny i ponury, a konary świerków i sosen, którym brak igliwia, potęguje to wrażenie. Czekamy na Sowią Przełęcz, która w styczniu 2019 roku, jawiła się jako zjawiskowe miejsce oferujące niesamowity spektakl światła ze śniegiem. Dziś to zwykłe rozwidlenie szlaków, skąpane we mgle i siąpiącej mżawce.
Za chwilę dochodzimy do Jelenki, schroniska po czeskiej stronie Karkonoszy. Chwila na złapanie oddechu, łyk wody i kęs kabanosa. Ruszamy dalej. Pamiętamy ostre podejście pod Svorovą Horę. Zimą to był pikus. Dziś trzeba wysoko podnosić nogi, by sięgnąć następnego stopnia. Ostra faza AZT mi nie pomaga. Co chwila staję, by wyrównać tempo, które sięga ponad 200. Nie znam siebie takiej, a teraz kiedy się taką poznałam, nie lubię tego uczucia niewydolności.
Na Svorovej Horze czas na banana. A potem na ponczo, bo zaczyna lać jak z cebra, do tego zimny, wręcz lodowaty, wiatr, który tnie policzki jak nóż. Wcale nie jest fajnie. Fifi nie narzeka, ale też chyba nie jest szczęśliwa. Idzie jednak dzielnie z pańciem. Dochodzimy do Równi pod Śnieżką. Marta z Michałem idą na szczyt, my schodzimy w kierunku Śląskiego Domu. Przynajmniej taki był plan, jednak za chwilę wracamy na szlak w kierunku szczytu. Szlak letni różni się od zimowego. Zamiast ostro w górę wiedzie szerokim, płaskim, brukowanym traktem zwanym Drogą Jubileuszową, który wprowadza nas na górę razem z wózkami dla dzieci.
Na Śnieżce trudno mówić o samotności w górach. Nasz teoria o zmieniających się turnusach legła w gruzach, bo mimo niepogody, piątku, konieczności pokonania kilkuset metrów przewyższenia, szczyt jest oblegany przez turystów jak ziemniak przez stonkę. Głównie czeskich turystów, dla których to najwyższe szczyt Czech, na który nota bene można wjechać kolejką zwaną Lynovą Drahą. Robimy pamiątkowe zdjęcia z obserwatorium w tle i czym prędzej znajdujemy drogę powrotną.
Przy Śląskim Domu chwila na postój. My kabanosy z oscypkiem, Fifula swoje przysmaczki. Docieplamy się, bo mocno wieje, ale kiedy Fifi zaczyna się trząść z zimna, ruszamy dalej. Ona nie ma bowiem polarów, kamizelek czy goreteksów. Jeszcze …
Kontynuujemy nasz marsz szlakiem czerwonym zwanym Szlakiem Przyjaźni prowadzącym od Przełęczy Okraj granicą. Mijamy odbicie na Strzechę Akademicką, podchodzimy na grań, z której fantastycznie widać Kocioł Małego i Wielkiego Stawu. Pogoda nam sprzyja, gdyż dokładnie w tym momencie mgła przechodzi, a sine chmury zapowiadające deszcze, zmieniają się w błękit nieba.
Cudnie widać polodowcowe stawy, nostalgiczne schronisko Samotnię, które datuje początek swojej historii od XVII wieku, a w którym marzy się nam jakiś Sylwester, i tylko śniegu brak, który podbiłby spektakularność tego miejsca.
Wielki Staw jest największym z górskich jezior w Karkonoszach, które wypełnia niemal całą część kotła. 8,3 ha, 646 m szerokości i ponad 24 m głębokości. Strome ściany okalające staw sięgają 180 metrów. Miejsce robi wrażenie.
Daje idziemy granią. Czujemy zmęczenie w nogach, a schroniska Odrodzenie wciąż nie widać. Mijamy za to Słonecznik (1423 m n.p.m.), która to skałka swoim wyglądem ma przypominać diabła strzegącego Kotliny Jeleniogórskiej. Ma, bo w moim odczuciu skałka powinna nosić nazwę Chester, jak wielbłąd który obrzygał zawartością swoich trzewi mojego męża. Tu, w tych dolnośląskich okolicach 😉
Siłą woli czy resztką zapasów mięśniowych docieramy do Odrodzenia. Schronisko położone na 1236 m n.p.m. lata świetności ma już za sobą. Ale oferuje ciepłą wodę pod prysznicem, ciepły posiłek i zimne piwo. Nic innego nie jest nam teraz do szczęścia potrzebne. Wieczorkiem partyjka w tysiąca, spacer z Fifi, która jak padła na łóżku, tak wstała dopiero wieczorem, i idziemy spać …