- Zaczynamy – przygotowanie, przygotowania i jeszcze raz przygotowania
- Transfer Warszawa – Kijów – Bangkok
- Bangkok na jetlag’u
- Bangkok – Kho Jum – transfer
- Krabi – Kho Jum
- Kho Jum – odpoczywamy
- Kho Jum – błogie lenistwo
- Kho Jum – niespodziewane uziemienie
- Kho Jum – Khao Sok – transfer
- Khao Sok i niespodziewani oraz nieproszeni goście
- Kho Sok – Surat Thani
- Ko Panghan – czas na prawdziwy relax, czyżby?
- Ko Panghan – przeprowadzka i makao
- Ko Phanghan – ostatni oddech przed wylotem
- Ko Phanghan – Bangkok czyli przygotowania do powrotu do WIELKIEGO miasta
- Ayuthaya – prawie jak warszawskii Barbakan …prawie
- Ayuthaya – Bangkok – czyli Dzień Niepodległości na KhoSan Road
- Bangkok na zakupach
- Bangkok …to jest już koniec …
- Bangkok – Kijów – Warszawa i smutny powrót do rzeczywistości …
O 6 rano wylecieliśmy. Musiałam być nieźle zmęczona, gdyż zasnęłam jeszcze przed startem oszczędzając sobie tym samym niepotrzebnego stresu związanego z tym manewrem.
Lot był płynny i w zdecydowanej większości nieświadomy. Po wylądowaniu w Kijowie musieliśmy z Łukaszem raz jeszcze przejść odprawę przez manualny system odprawy pasażerów. Marianom udało się już w Bangkoku dostać karty pokładowe. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy dlaczego.
Rozsiedliśmy się w hali głównej w oczekiwaniu na lot o 14, zrobiliśmy drobne zakupy alkoholowe. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że Marian z Monią lecą godzinę wcześniej, o czym zresztą dowiedzieliśmy się przez przypadek …
Może i wylecieli wcześniej, ale przylecieli do Warszawy minimalnie wcześniej. My za to mieliśmy akcję z samym Sapkowskim, który będąc pod wpływem dużej ilości alkoholu, zajął niewłaściwe miejsce, przez co rozdzielił parę. A że był znany, skończyło się niestety tak, że to para siedziała osobno … o 15 byliśmy w domu kończąc tym samym ten etap podróży.