W dniach 12-14 marca 2019 miałam okazję wziąć udział w największych targach nieruchomościowych na świecie, które od trzydziestu już lat odbywają się w Cannes. To trzecie wydarzenie w życiu miasta, które przyciąga największą uwagę inwestorów i deweloperów z całego świata.
Cannes to Cannes. Wzdłuż promenady ciągną się najbardziej ekskluzywne hotele typu Carlton czy sklepy z markami luksusowymi, których nazw ja nawet nie kojarzę 🙂 od rana do nocy mają jednak klientelę, co oznacza że jest popyt. Wyfiokowane i długonogie lale mówiące z rosyjskim akcentem są na porządku dziennym…
Dni na targach potrafią być intensywne, zwłaszcza że moja firma miała dwa miejsca, w których teoretycznie mogły odbywać się spotkania. Jednym był gigantyczny namiot, w którym jak w ulu bzyczały non stop ludzkie postaci. Ten hałas tak głęboko przenikał do podświadomości, że jeszcze długo po wyjściu z niego czułam wibracje w głowie. Namiot posadowiony wzdłuż promenady z widokiem na … mało ekskluzywne kutry rybackie, ale dający też przyjemną bryzę i oddech od, w większości męskich spoconych ciał kotłujących się w brezencie namiotu.
Drugą miejscówką był teren samych targów, tak zwany Palais, który jednak bardziej przypominał olbrzymi, masywny, betonowy bunkier, w dodatku z tak nieintuicyjnym rozplanowaniem przestrzeni, że ktoś kto nie ma tego rodzaju wyobraźni bardzo łatwo może się tam zgubić i na przykład pół godziny szukać miejsca, w którym zostawił płaszcz … Te miejsca dzieliło 10-15 minut spacerem, więc przy często zdarzających się pomyłkach, w skrajnych sytuacjach do spotkań nie dochodziło.
Druga część aktywności targowej to wizyty na różnych standach. Polska była widoczna poprzez stoiska reprezentujące poszczególne miasta Warszawę, Kraków, Wrocław, Poznań, Łódź czy Trójmiasto. Naturalnie oprócz Polski były również inne kraje, a wręcz destynacje jak Moskwa czy Londyn. Naturalnie swoje stoiska rownież mieli poszczególni deweloperzy, którzy z kolei prezentowali poszczególne inwestycje. To właśnie tu swoje premiery mają najczęściej nowe projekty budowlane i w tym roku również ich nie zabrakło 🙂 w takich okolicznościach przyrody spotkałam swojego kolegę z liceum, który zajmuje się architekturą i zupełnie przyjemnie spędziliśmy dwa dni z przerwami na inne spotkania własne 🙂
Wieczorami odbywają się zazwyczaj imprezy organizowane przez różne firmy z branży około nieruchomościowej i w zasadzie jakby ktoś chciał, to mógłby balować całą noc w rozmaitych miejscach i z różnymi ludźmi. Na szczęście to nie mój klimat. Michał, ja i jeszcze jeden kolega zaczynamy wieczór w Astoux et Brun, knajpie słynącej z obłędnych owoców morza. Nie jestem ich fanką, dlatego z rezerwą podchodzę do entuzjazmu kumpli, ale nie będę dziwadłem i za sprawą Michała próbuję kraba, langusty i ślimaka. Ostatecznie mogę spróbować kontynuować konsumpcje nóżek krabowych, za ślimaka podziękuje, a langusty nie tknę nigdy więcej. O ostrydze jedzonej na żywo nawet nie wspominam. Kończymy wieczór w innej knajpce, w której chłopcy spożywają butelkę wina, a ja mam okazję poobserwować już zataczających się i sponiewieranych uczestników targów obu płci. Fajerwerki z okazji trzydziestolecia zdarzenia umilają momentum.
Promenada przy Bulwarze de la Croissette ma wiele różnych zastosowań. Miejsce spacerowe, miejsce spotkań, wejście na plażę, a także miejsce, w którym w godzinach porannych wiele osób biega. Michał namówił mnie na poranny jogging, choć i bez konsultacji z nim wzięłam buty do biegania. W przyjemnej bryzie pobiegliśmy 3,5 km w jedną stronę. W drugą było mniej przyjemnie. Złapał mnie tak przeraźliwy ból brzucha – efekt biegania porannego bez śniadania – że jedynym ratunkiem okazał się uber a potem dwie no-spy. Ale i tak byłam zadowolona 🙂
Wieczorem, by odchorować niemoralne propozycje złożone przez koreańskiego inwestora i inne średnio fajne rzeczy, postanowiłam zamienić imprezowanie na spacer tą samą promenadą. I tylko żal, że w kieszeni iPhone, a nie porządny aparat. Tak czyste było niebo, i tak rozświetlone było Cannes. Takie momenty wyciszenia są dla mnie bardzo ważne, zwłaszcza w chwilach gdy dużo się dzieje w mojej głowie, a przede mną ważne decyzje życiowe na wielu frontach 🙂
Podsumowując, cieszę się że tam pojechałam, doświadczyłam tej intensywności spotkań, wielkiej polityki korporacyjnej i małych przyjemności, ale wiem dzięki temu, że to nie moja bajka. Cieszy mnie fakt, że mój szef zaakceptował fakt, że nie jestem imprezowym zwierzęciem, który czerpie energię życiową z takich doświadczeń i nie będzie mnie po raz kolejny zmuszał do tych wyjazdów. Kto wie, może i tak by nie musiał 🙂
Cannes, poprzez inne zdarzenie (nagła smierć znajomego z konkurencyjnej firmy), pokazało, że życie ludzkie jest ulotne, nie dane raz na zawsze i naprawdę nie warto tracić czasu na rzeczy czy ludzi, którzy nie wnoszą weń wartości. Zamierzam więc jeszcze bardziej słuchać tego co podpowiada mi instynkt …