- Szmergesz, szmergesz czyli wakacje na Węgrzech zaczęte…
- Pada sobie deszczyk, pada sobie równo …
- Słońce, plaża i lodowaty Balaton …
- Buon giorno …
- Jo napot Park Liniowy
- Lampa …
- Ostatni dzień …
- Powrót …
Nieważne jak długo człowiek by się pakował, i tak zapomni czegoś w ostatnim momencie. A najzabawniejsze jest to, że później się okaże, że wcale tego nie potrzebował… W każdym razie, zapakowani po sam sufit wyjechaliśmy z Łodzi około północy. Odebraliśmy Rafałka, a pół godziny później spotkaliśmy się z resztą wycieczki na Macu w Piotrkowie. Jechaliśmy łącznie niemal 12 godzin, startując w nocy, by ruch był mniejszy! Z mniejszymi lub większymi kryzysami po drodze, dojechaliśmy na miejsce w strugach ulewnego deszczu.
Daniella i Mike, właściciele naszego urokliwego domku na Karoly Vecsey 4, okazali się bardzo sympatycznymi ludźmi, którzy po raz pierwszy wynajmowali „obcym” swoją letnią rezydencję nad Balatonem. Wydaje nam się, że mogli byś z tego powodu co najmniej lekko zaniepokojeni…
Mieszkanko tymczasem niczego sobie. Szybko się rozgościliśmy, zrobiliśmy na szybko jakąś paszę do jedzenia i … zalegliśmy po nieprzespanej nocy! Godzinę później byliśmy już w lepszej kondycji, gotowi na dalsze wyzwania. Chłopcy wraz z ciocią i wujkiem zostali pilnować domu, a my z mamą, Łukaszem i małą Lenką wybraliśmy się na rekonesans okolicy.
Centrum Zamardi to jedna główna uliczka, wzdłuż której stoją wypasione domy wczasowe i prywatne wille, sąsiadujące z reliktami mającymi swoją świetność już dawno za sobą. Jak na centrum turystyczne przystało, cała gama różnych atrakcji dla dzieci, które szybko mogą uszczuplić zasobność portfela. Jeden kantor, jeden większy sklep i wielki wzburzony Balaton…
Wieczór spędziliśmy przy zielonym stoliku, sącząc zawartość butelki z zawartością koloru herbacianego. Mój przyjaciel Jack byłby dumny z naszego wyboru 🙂