- Grenlandia – pierwszy kontakt
- Przez grenlandzką tundrę
- Grenlandzki koniec świata
- Sisimiut
- Ilulissat – stolica gór lodowych
- Grenlandzki creme de la creme
Jeśli kiedykolwiek marzyliście o miejscu, gdzie natura gra pierwsze skrzypce, to Ilulissat jest idealnym kierunkiem. To miasteczko dosłownie żyje w cieniu (a właściwie w blasku!) gigantycznych gór lodowych.
Podróż z Sisimiut do Ilulissat odbyliśmy promem Arctic Umiaq Line, czyli swoistą ‘autostradą morską’ Grenlandii. Rejs, którzy mieszkańcy Grenlandii traktują jak codzienny środek komunikacji, trwa kilkanaście godzin. Podczas niego mamy czas na obserwacje zachodu słońca, zorzy czy wreszcie pierwszych gór lodowych.
Przybywamy do Ilulissat, co w języku grenlandzkim oznacza po prostu „góry lodowe”. I trudno o bardziej trafne określenie. Tuż obok miasta znajduje się lodowiec Sermeq Kujalleq, jeden z najbardziej aktywnych, jeśli nie najbardziej płodny lodowiec na świecie. Co roku odrywa się od niego około 40 miliardów ton lodu! Dzienny wyrzut mógłby zaopatrzeć Nowy Jork w roczny zapas wody.
Nic dziwnego, że fiord Ilulissat, do którego spływają te lodowe olbrzymy, został wpisany na listę UNESCO. To naturalny spektakl, który można podziwiać godzinami – góry lodowe zmieniają miejsce, kształty i kolory. Góry się cielą, a po oderwaniu w ciągu minut potrafią się obrócić i wynieść na powierzchnię 5/6 swojej masy, której normalnie nie widać.
Wzdłuż fiordu biegnie wspaniały szlak widokowy, który choć ma zaledwie 5 km zabiera mnóstwo czasu. Albowiem każdy krok przynosi nową perspektywę na lodowce i trudno się oprzeć patrzeniu na nie.
Ale Ilulissat to nie tylko lodowce. To także miasto psów. Jeszcze niedawno czworonogów było tu więcej niż mieszkańców. Psy zaprzęgowe wciąż są ważną częścią codzienności – ich szczekanie słychać niemal w każdej części miasta. Psy są piękne, ale my – hołdujący tradycji posiadania psa towarzysza – mamy problem z tym jak one są tu traktowane. Jedzenie rzuca im się na ziemię, bez stałego dostępu do wody, część bez jakiegokolwiek schronie, na krótkich łańcuchach. Serce krwawi, nawet jeśli mamy świadomość, że nie powinniśmy mierzyć Grenlandczyków swoją miarą.
Historia osadnictwa w tym rejonie sięga ponad 4 tysięcy lat, co stanowi dowód na to, że człowiek potrafił przetrwać nawet w najbardziej wymagającym klimacie. Z Ilulissat pochodzi też słynny polarnik Knud Rasmussen, który jako pierwszy Europejczyk przeprawil się przez Przejście Północno-Zachodnie na saniach ciągniętych przez psy. Dziś w miasteczku działa muzeum jego imienia.
Ilulissat zachwyciło wszystkich, bez wyjątku. Trochę mniejsze wrażenie zrobiło nowoczesne Icefjord Center, które jest malutkie i posiada bardzo mało ekspozycji. Serwują tam jednak bardzo dobrą kawę i ciasto, co – przed ruszeniem na spacer – może mieć niebagatelne znaczenie.






