Tym razem nasza nadmorska przygoda wiodła przez serce Słowińskiego Parku Narodowego – krainę piasku, wiatru i wody. Plan był ambitny, ale jak to bywa w podróży, natura napisała własny scenariusz. Pogoda w Łebie szybko dała nam do zrozumienia, że tym razem nie pozwoli na realizację całego planu.
Udało się jednak „psim swędem” wybrać na spacer z terierami na platformę widokową – zaledwie przedsmak tego, co kryją wydmowe pejzaże Parku Słowińskiego. Później, już bez piesków, wskoczyliśmy na dwa kółka i podjechaliśmy pod Latarnię Morską Czołpino. Nagrodą był widok na majestatyczną Wydmę Czołpińską, rozciągającą się jak pustynia w miniaturze. Na koniec – rowerowy rajd w stronę samej wydmy i spacer po wydmie czyli słońce, krople deszczu, tęcza, wiatr, piach skrzypiący w zębach i to uczucie, jakbyśmy wcale nie byli nad Bałtykiem.
Wydma Łącka – najbardziej znana z ruchomych wydm – musi poczekać na naszą kolejną wizytę. Podobno jest na co czekać! To miejsce nieprzypadkowo nazywane jest polską Saharą. Piasek, popychany wiatrem, przesuwa się tu nawet o kilka metrów rocznie, powoli zasypując lasy i odsłaniając kolejne połacie wydmowego krajobrazu. Spacer po tej wydmie może być jak podglądanie rzeźbiarza przy pracy 🙂
Etap Słowińskiego Parku Narodowego, który miał być creme de la creme tej podróży, pozostał niedokończony. Jak powiedział jednak pewien mądry człowiek [tu: Fibak], „coś musi zostać na potem” 🙂 Teraz czas na finał …






