- W Polsce wyżej się już nie da – Rysy (2499 m n.p.m)
- Z gór na niziny ;-(
- Vysoke Tatry 2018 cz. 2 – porady
Dzień zaczęliśmy stosunkowo wcześnie jak na niepracującą sobotę. Ale też wcześnie padliśmy po siedmiogodzinnej podróży do Szczyrbskiego Plesa, które miało być naszym punktem startowym w planie zdobycie dwóch wierzchołków Rysów.
Zakotwiczyliśmy na noc w Ubytovna SHB, któremu daleko było do pięciogwiazdkowego Ritza, ale nasze oczekiwania to miejsce spełniło w pełni. Przaśnie i staromodnie, ale bardzo komfortowo i czysto, a do tego miła obsługa. Nic więcej nam nie było trzeba na te kilka godzin snu.
Po śniadaniu, na które zjedliśmy zakupiony na Orlenie jogurt z musli, wzbogacony o naszego polskiego banana, wyruszamy w drogę ok. 8.00. Czeka nas 10 km drogi, 1,100 m wzniesień i ok. 4,5 godz. podejścia.
Fragment od Szczyrbskiego Plesa do Popradzkiego Plesa wiedzie lasem. Łagodnie acz ciągle pod górę. Mijamy ostatnie oznaki cywilizacji czyli skocznię w centrum sportowym i zostajemy sam na sam z naturą. Zresztą sam na sam to za dużo powiedziane. Razem z nami wali tabun ludzi. Czujemy się jak na trasie do Morskiego Oka. Muszę przyznać, że ostatnie górskie wojaże były wyjątkowe pod tym względem. Owszem ludzie byli, ale miejscowo i nie w takich ilościach. Dojście i zejście mieliśmy praktycznie dla siebie. Tymczasem tu jest nas za dużo, a gwar i hałas nie dają szans na kontemplację. Po około pół godziny tabun się rozciąga i już coraz więcej okazji do chwili spokoju. No i na horyzoncie pojawiły się Tatry Wysokie.
W Popradzkim Plesie dosłownie chwila postoju na załatwienie najpilniejszych potrzeb, a potem znów plecaki na plecy i idziemy dalej. A skoro mowa o plecakach, to wydawało nam się, że zadbaliśmy o minimalizm, a mimo to ważą i ciążą.
Niebieskim szlakiem idziemy w kierunku Żabiego Potoku, przy którym odbijamy w prawo na szlak czerwony, który zakosami wyprowadza nas do Żabiej Doliny Mięguszowieckiej. To fragment trasy, który spędzamy oddzielnie. Ja przeżywam tu kryzys i robię przystanki co 100-150 kroków w zależności od nachylenia terenu, a Łukasz prze do przodu. Swoim tempem ale bez odpoczynku. Z drugiej strony nie spieszymy się. Pogoda się wyklarowała, jest nawet za gorąco, a do tego mamy piękne widoki na Wołowiec Mięguszowiecki oraz Grań Baszt. Na dnie doliny skrzą się przepięknie Żabie Stawy Mięguszowieckie (Wielki, Mały oraz Żabi Stawek Wyżni). Nazwa jeziorek miała pójść od tego, że w skalnej wysepce na Wielkim Stawie dopatrzono się podobieństwa do żaby (za J.Nyka „Tatry Słowackie” str. 215).
Dalej idziemy rumowiskami południowej ściany Żabiego Konia, skąd 120 metrowym trawersem, zabezpieczonym łańcuchami, klamrami, drabinkami i stopniami wychodzimy na próg Kotlinki pod Wagą. Ten fragment drogi nie sprawił nam żadnej trudności, nie był wyeksponowany zbytnio, ale domyślam się, że sytuacja może ulec diametralnej zmianie gdy są śnieg i lód.
Dochodzimy do schroniska pod Wagą, zwanej alternatywnie Chatą pod Rysami. Jak zwał tak zwał, faktem jest, że jest to najwyżej położone schronisko w Tatrach – 2,250 m n.p.m. Tu robimy sobie przerwę, albowiem poprzednie 3 godz. 45 minut szliśmy bez przystanków, jeśli nie liczyć siku i chwilowych postojów na wyrównanie oddechu. Gulaszowa, kapuśniak, piwo i schroniskowa herbata dodają nam sił. Do tego zostawiamy w pokoju zbędny balast i na lekko wychodzimy z zamiarem zdobycia Rysów.
Szlak wiedzie lewą stroną Doliny Mięguszowieckiej i dochodzi do Przełęczy Waga. Tu już wieje jak w kieleckiem, ale widok na Dolinę Ciężką oraz panorama gór z Gankiem, Gerlachem, Łomnicą i Vysoką rekompensują wietrzność pogody. Dosłownie chwila na zachwyt i idziemy dalej pod górę już południowo-zachodnim zboczem Rysów, które otwiera przed nami wspaniały widok na polską część Tatr z Mięguszowieckimi szczytami na planie pierwszym. Te są prawdopodobnie marzeniem każdego górołaza, ale z uwagi na ich trudność, poddają się wyłącznie taternikom.
Ostatni fragment szlaku, który wiedzie do facto środkiem pomiędzy Rysami Polskimi (2,499 m n.p.m.) oraz Słowackimi (2,503 m n.p.m.) jest kamienisty i dość stromy, ale z uwagi na mnogość skalnych chwytów, nie nastręcza zbytnich trudności technicznych.
I oto jesteśmy na szczycie Rysów, po słowackiej stronie. Widok z niego uważany jest za najbogatszy, albowiem obejmuje ponad setkę różnych wierzchołków oraz dwanaście jezior. I faktycznie, jest na co patrzeć i co fotografować. Tymczasem po drugiej stronie gąszcz ludzi. Jakby górę przystroić w kolorowe ludzkie ciała. Z naszej perspektywy ciężko będzie tam znaleźć miejsce, w którym można by na chwilę usiąść, o ciszy nawet nie marzymy.
Nie odpuszczamy jednak i polskiego wierzchołka. Wykorzystujemy moment, w którym spora część Polaków transportuje się na część słowacką, i my robimy to samo w kierunku polskim. Faktycznie piękny widok na Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami i panorama na Mięgusze oraz Szpiglas. A w tle majaczą wierzchołki Orlej Perci …
Po kilkudziesięciu minutach robimy wycof. Zatrzymujemy się jeszcze w drodze powrotnej w kilku miejscach. Powodów jest kilka. Przewodnik po Tatrach Słowackich, zdjęcia, chwila relaksu czy malinówka. Tę ostatnią konsumujemy upajając się widokiem na Vysoką, Ganek czy Gerlach. Dwa pstryknięcia na Przełęczy Waga i … wracamy do schroniska.
Bardzo podoba mi się to schronisko. Widać, że jest nowe, zbudowane od nowa w latach 2010-2013, po tym jak poprzednie zabrała lawina. Pokoje mają podwójne łóżka, więc będę mogła się w nocy wtulić w mojego męża. Zazwyczaj to pomaga mi zasnąć, choć dziś nie przewiduję z tym kłopotów. WC jest w formie wychodka, ok 100 m od budynku i ma szklaną ścianę, z której rozpościera się cudny widok na Dolinę Mięguszowiecką. Ściany wychodka ozdobione są malunkami autorstwa Pavola Barabasa. Posilamy się kwaśnicą i buchtami ze śmietaną, a to wszystko w towarzystwie piwa i pysznej lokalnej herbaty oraz koncertu na żywo jaki dali pracownicy schroniska grając na gitarze i pianinie. Jestem zachwycona 🙂