Zimą 2019 roku, podczas mozolnego przedzierania się przez śniegi i walki z okrutnym wiatrem, obiecaliśmy sobie, że na Śnieżnik jeszcze wrócimy. Chociażby dla widoków, których wówczas nie uświadczyliśmy. Dziś dotrzymujemy słowa i wracamy na Śnieżnik, ale nieco inną drogą.
Zaczynamy z Międzygórza Górnego, gdzie startuje szlak czerwony. Droga szeroka, niemal dwupasmowa, delikatnie pod górkę, ale nasze tempo nie powala. Najmłodszy członek stada Fibaków – Fifi – musi powąchać każdy kwiatek, a co drugi krzaczek obsikać. Do tego w lesie dzieje się tak wiele, że najlepszy do tego rodzaju spaceru jest szyk przeciwtorpedowy. To cud, że nie upadliśmy na ziemię ze związanymi taśmą nogami wokół kostek.
Pogoda jest obiecująca. Świeci słońce, ale temperatura powietrza nie pozwala na krótki rękaw. Natomiast gdy zawieje wiatr, robi się dość chłodno. W tej sinusoidzie ciepła i zimna, na ratunek przychodzi podejście, które się wyostrza, więc ciało się nagrzewa i wkrótce przestaje dokuczać nam wiatr i chłód.
Szlak czerwony skręca w prawo, a my razem z nim. Na drzewie informacja o ścince lasu, której i tak byśmy nie przeoczyli, bo hałas pił mechanicznych towarzyszył nam jeszcze na dole. Tu się intensyfikuje. Za chwilę jednak ustaje, i daje się słyszeć huk opadającego drzewa. Dźwięk pochłonęła ziemia, która teraz oddała go poprzez wibracje. Te dotarły również do nas, wystraszając na serio naszego psa – irlandzkiego terriera górskiego.
Dalej idziemy zboczem góry, a wąska ścieżka naszpikowana kamieniami i korzeniami drzew co i rusz oferuje cudowne widoki na okoliczne wzniesienia, góry i masywy. Słońce potęguje zjawiskowość krajobrazów. Las się kiedyś jednak kończy, a w tle majaczą już budynki schroniska. Przystajemy na chwilę, by pies złapał oddech i się napił, ale gdy koncertowo lekceważy kolejną miskę z wodą zakupioną przez Fibaka, kierujemy się na Śnieżnik.
40 minut później meldujemy się na szczycie Śnieżnika. Te 1426 m n.p.m. wygląda teraz nieco inaczej, niż gdy byliśmy tu ostatnim razem. Zamiast wszechogarniającej mgły i wiatru, cudne widoki na Dolinę Morawy i kotlinę czeskich Kralików, Bystrzycę Kłodzką i grzbiet Łomnickiej Równi, a nawet, przy dobrym wytężeniu wzroku, na Karkonosze ze Śnieżką. I tylko wiatr był stałym elementem obu wizyt.
Schodzimy do schroniska, gdzie w ciszy (bo mało ludzi) i przy zachowaniu sanitarnego reżimu (bo koronawirus) konsumujemy zupę pomidorową, z piwkiem i Marsem na deser. Fifi ponownie ignoruje miskę z wodą. No cóż, nie pozostaje nam nic innego jak targanie ze sobą ciężkiej miski, którą Fifi już zna, zamiast ultralekkiej trekkingowej.
Od schroniska do Przełęczy pod Śnieżnikiem wiedzie kilka szlaków i tras rowerowych, ale stamtąd szlaki rozchodzą się na wszystkie strony. My wybieramy niebieski, gdyż na zejściu chcieliśmy łagodniejsze nachylenie. Spacer bardzo przyjemny. Niemal 17 km zajęło nam 5 godzin. Pies w samochodzie padł, ale po dojechaniu do domu wypiła całą miskę wody. Na szczęście 🙂