Rankiem dość szybko się organizujemy, by w okolicy 9 wyjść na zielony szlak, który ma nas wprowadzić na szczyt Skrzycznego. Mama zostaje w hotelu, gdyż podejście zamienia na wjazd kolejką. Tymczasem Marcyś, Rafał, Łukasz, Fifi i ja dzielnie podchodzimy pod górę.
Pierwsza część szlaku wiedzie po betonowych płytach, które stanowią jednocześnie dojazd do wyżej położonych zabudowań. W pewnym momencie szlak skręca w las i wiedzie ostro pod górę. Nachylenie terenu w tym miejscu oscyluje w okolicy 30 stopni, ale leśne podłoże jest dosyć komfortowe. Następnie trawersem obchodzimy górę, a przed nami otwierają się widoki na zielone beskidzkie szczyty.
Na Becyrku (862 m n.p.m.) robimy chwilę przerwy, głównie po to by napoić Fifi, która tego dnia ani nie chciała jeść, ani nie chciała pić. Udaje się, pies zaczyna pić.
Następnie wychodzimy z wysokiego lasu, słońce zaczyna dokuczać wszystkim, więc wykorzystujemy każdą chwilę cienia na schłodzenie. Gdy mamy szczyt w zasięgu wzroku, Łukasz wpada na pomysł, by skrócić sobie dystans. Wiemy co to oznacza. Krótszy dystans, stromsze podejście. Łydki dostają w kość. I tylko Marcyś wystrzela do góry, jakby dostał jakiegoś turbo doładowania. Następnym razem dostanie 25 kg plecak do noszenia, może nie będzie tak odstawał od reszty 🙂
Tymczasem na krzesełku kolejki znajoma twarz, a za chwilę krzyk „Babcia, babcia”. I faktycznie widzimy Mamę, która macha do nas. Chłopcy na finiszu dobiegają do Mamy i razem podchodzą na szczyt. My z Łukaszem i Fifi dochodzimy chwilę później.
A więc to już! Ostatni szczyt w Koronie Gór Polski za nami. 28 szczytów zdobytych na przestrzeni 28 miesięcy, wieńczymy w Beskidzie Śląskim na 1257 m n.p.m. Świętujemy piwkiem i oscypkiem 🙂
Mama zabiera chłopców kolejką w dół, a my zaczynamy zejście z Fifi. Pies nam się słania ze zmęczenia, do tego stopnia, że pije już z czegokolwiek. Idzie jednak dzielnie. Skracamy szlak jak możemy, nawet jeśli w tę stronę oznacza to masakrę dla naszych kolan.
Na Bercyku znów pit-stop, a potem kontynuujemy czerwonym szlakiem aż do Przełęczy Siodło. Stamtąd leśną nieoznakowaną ścieżką schodzimy do centrum Szczyrku, gdzie w znajomej już knajpie zjadamy obiad i ruszamy w drogę powrotną.
10 km, 730 m podejścia i tyleż samo zejścia. Taki wysiłek musieliśmy popełnić, by domknąć klamrę nasz wspaniały projekt Korony Gór Polski, dzięki któremu zwiedziliśmy kawał południa naszego kraju, zdobywając a przede wszystkim poznając góry i pasma, do których pewnie byśmy inaczej nie dotarli. Zakochaliśmy się w kilku miejscach od pierwszego wejrzenia i na pewno będziemy tam wracać jeszcze nie raz.