- Majówka start!
- Orlica (1084 m n.p.m.) i Jagodna (977 m n.p.n.) za jednym zamachem…
- Wielka Sowa (1015 m n.p.m.) oraz tajemnice Gór Sowich
- Wyzwanie trzech szczytów czyli Chełmiec, Borowa i Waligóra razem wzięte!
- Tryptyk Gór Bardzkich czyli Szeroka, Kłodzka i Ostra …
- Namiastka Gór Stołowych …
- Złoto dla zuchwałych!
- Granią po dwóch stronach granicy …
- Przez Kłodzko i Płocko do Natolina czyli powrót do domu i porady praktyczne …
Dzisiaj w planach dwa szczyty Sudetów, naturalnie należące do Korony Gór Polski, czyli Jagodna (Góry Bystrzyckie) oraz Orlica (Góry Orlickie).
Zaczęliśmy jednak od pożywnego śniadania, to znaczy Łukasz i ja, bo tostów z nutellą Rafała do tego nie zaliczam. Od jutra popracujemy nad jego nawykiem śniadaniowym 🙂
Ok. 9 rano byliśmy już w samochodzie, w drodze na Przełęcz pod Sołtysią Kopą. Jechaliśmy przez Zieleniec, który widać, że wciąż inwestuje w infrastrukturę narciarską. Wyciągów co nie miara, a wciąż powstają nowe. Do tego sugestywna Hanka pełna miłości, która oferuje sporo a nawet więcej … w kontekście kulinarnym 🙂
Dalej droga prowadziła wzdłuż granicy z Czechami. Po jednej stronie rzeki Polska, po drugiej Czechy. Zgodnie orzekliśmy, że zabudowania po polskiej stronie ładniejsze, choć nie uderzają po oczach przepychem. Wyjeżdżając poza główne ośrodki uzdrowiskowe i narciarskie, jest bowiem raczej biednie.
Zaparkowaliśmy auto na parkingu z punktem widokowym. Aktualnie widoków nie ma, gdyż gęsta mgła otulała wszystko. Aplikacja pogodowa iPhone podawała, że miało być 13 stopni, ale termometr samochodowy uparcie wskazywał od 4 do 6 stopni. Jeśli doliczyć te mgłę i wiatr, dobrze nam wyszło, że trzeba było założyć bieliznę termoaktywną. To znaczy ja, idąc za radą chłopaków (cyt. „Małgosia ty się nami nie sugeruj”), ją miałam na sobie, a i tak i tak pierwszy chłód przeszył mnie do kości. Nie chce myśleć jak zimno musiało być chłopakom w tych ich letnich spodenkach ;(
Ruszyliśmy spod Sołtysiej Kopy szlakiem w lesie, który dawał nieco wytchnienia od ziąbu generowanego przez mgłę i wiatr. Las przy takiej pogodzie jest jednak dość mroczny. Mokre i śliskie kamienie, wszechogarniająca cisza przerywana co i rusz dziwnymi odgłosami, gęste mleko między drzewami poruszające wyobraźnię apropo’s tego czego nie widać.
Na szlaku w zasadzie ani śladu zimy, jeśli nie liczyć incydentalnych brudnych płacht śniegu szybko ustępujących pola nieubłaganej wiośnie. Sporo powalonych drzew sugerujących, że wiatr lubi operować w tych stronach.
I mnóstwo słupków granicznych oraz przewróconych znaków, które z kolei przypominają, że idziemy wzdłuż granicy polsko-czeskiej.
Sam szczyt Orlicy (1 084 m n.p.m.) nie jest imponujący. To niestety kwestia wysokości. A przyzwyczajeni do widoków jakie oferują „byle” szczyty w Tatrach, nie fascynujemy się pomnikiem w lesie z zatkniętą biało – czerwoną flagą. Pomnik nawiązuje do postaci Fryderyka Chopina, cesarza Józefa II oraz Johna Quincy Adamsa (6 prezydenta USA). Historia nazwisk na pomniku jest banalna, wszyscy podobno weszli na wierzchołek 🙂
Upamiętniające fotki i schodzimy na dół. Jak zawsze dobry timing, gdyż tuż przed szczytem spotykamy grupę ok. 20 osób, której z pewnością nie udałoby się uniknąć na zdjęciach. Zejście zajmuje nam jakieś 20 minut. I to niesamowite jak potrafi zmienić się krajobraz gdy opadnie mgła. To nie te same mroczne drzewa, które mijamy po drodze, a mokra ścieżka już też tak nie straszy.
Na punkcie widokowym odsłaniają się również widoki. Niebo groźne i co chwila straszy deszczem, ale robi niesamowity kontrast do zielonego krajobrazu Kotliny Kłodzkiej.
40 minut później meldujemy się na Przełęcz nad Porębą, skąd rusza szlak na Jagodną. Początkowo wiedzie przez asfaltową drogę wątpliwej jakości, potem skręca w las. Szybko jednak leśna dróżka zmienia się w szeroką, szutrową drogę pożarową, która doprowadza nas na sam szczyt. Młody idzie swoim tempem, które mocno odstaje od naszego, wiec co i rusz staramy się go motywować, by zmuszał organizm do coraz większego wysiłku. Pogoda nam dziś sprzyja, bo choć wieje od czasu do czasu, to jednak świeci słońce, które nas co i rusz rozbiera z kolejnych warstw, ale też daje szansę na wyrównanie kolorytu twarzy 🙂
Szczyt Jagodnej (977 m n.p.m.), najwyższy w Górach Bystrzyckich, daje możliwość chwilowego odpoczynku. Siadamy na drewnianych ławach i przy drewnianym stole, i wyjmujemy wszystko co mamy w plecakach. Batony, orzechy, kabanosy, żelki. Ładujemy zapasy energetyczne i robimy odwrót. Zejście otwiera przed nami przepiękną panoramę z Bystrzycą i Kłodzkiem w tle. Wszechobecną zieleń kotliny czuje się wszystkimi zmysłami.
Po zejściu do auta, ruszamy Drogą Śródsudecką (zwaną też Autostradą Sudecką) w kierunku punktu widokowego przy Jedlniku (746 m n.p.m.). Miejsce znane przynajmniej z dwóch powodów. W 1683 roku przechodził tamtędy Jan III Sobieski powracając z odsieczy wiedeńskiej. Drugim jest charakterystyczna łamana sosna. Z pewnością pięknie się komponowała na tle Masywu Śnieżnika. Nam nie dane będzie jednak tego doświadczyć gdyż aktualnie zasłania ją lasek młodych brzózek. Okolica niesamowicie urokliwa, a granatowe niebo dodaje dramatyzmu, który kochają aparaty fotograficzne 🙂
Jest po 15.00. Czas na obiad, ale wcześniej trzeba zatankować auto. Najbliższa stacja 20 km stad, w Bystrzycy, gdzie oprócz paliwa dokonujemy innych niezbędnych łazikom górskim zakupów, czyli kabanosów, czekolady i piwa. Następnie wracamy do naszego hotelu na obiad.
Wieczorem, po krótkiej sjeście, korzystamy z basenu i saun, które bardzo fajnie rozluźniają mięśnie po dzisiejszym wysiłku. Piwo, do którego mam emocjonalny bo lokalny stosunek (Kasztelan niepasteryzowany) dokonuje dzieła 🙂
Komentarze (1)
A w Bystrzyce na rynku był pręgierz.