Nic dziwnego, że czarownice wybrały Góry Świętokrzyskie na miejsce, gdzie organizują sabaty. To miejsce, aż kipi magią …
Korzystając z obecności w Kielcach, gdzie kibicujemy MOS Wola Warszawa, którzy grają w półfinałach Mistrzostw Polski Młodzików w siatkówkę, chcemy dołożyć kolejny klejnocik do Korony Gór Polski. Celem na dziś stała się Łysica, czyli najwyższe wzniesienie w paśmie `Gór Świętokrzyskich.
Na szlak weszliśmy przed 9.00, wcześniej uiszczając opłatę administracyjną za spacery po Świętokrzyskim Parku Narodowym.
Las przywitał nas bębnienie dzięcioła oraz mgła i nieokreślony mrok spowijające drzewa. Gęsia skórka na plecach, jakby się człowiek żywcem znalazł w Tolkienowskim Fangornie …
Szlak na Łysicę, najniższą w Koronie Gór Polski, nie jest długi. Liczy sobie 2,5 km oraz 250 metrów przewyższenia. Jest za to niezwykle malowniczy.
Przechodzi się obok urokliwej, drewnianej kapliczki, którą jednak – nie na wzór łódzkich Łagiewników – można zwiedzać wyłącznie od zewnątrz.
Po drodze mija się również drewnianą wiatę, w której widać ślady niedawnej libacji na łonie natury – niestety.
Następnie droga skręca o 90 stopni w lewo i wiedzie ścieżką, na której wraz z wysokością zwiększa się ilość i wielkość kamieni. Mokre podłoże, śliskie liście i kamienie, to wszystko sprawia, że na kroki trzeba uważać. Rafał idzie znacząco za nami, i widać, że spacer w górę sprawia mu problemy kondycyjne. Postawa człowieka neandertalskiego też nie ułatwia oddychania, czy tłów pochylony mocno do przodu. Ale idzie dzielnie, bez zatrzymywania się.
Po 40 minutach jesteśmy na jednym z dwóch wierzchołków, na którym góruje kamieniste rumowisko usypane w stos. Normalnie pewnie można z niego podziwiać widoki, ale dziś zachmurzenie pozwala widzieć tylko odrobinę dalej niż czubek własnego nosa. Fibak już na szczycie właściwym, ja czekam na Rafała, gdyż dalszy szlak nie musi być dla niego oczywisty. Motywuję go, by ostatnie metry na szczyt pokonać biegiem. I faktycznie biegniemy. Dobrze mu szło, ale ja znalazłam bardziej optymalną trajektorię biegu między kamieniami i melduję się przy krzyżu ze dwie sekundy przed Rafałem 🙂
Na szczycie jesteśmy praktycznie sami, jeśli nie liczyć jednego myśliciela i jednego poety. Posilamy się żelkami, robimy fotki i nim zastęp harcerek w niebieskich mundurach wtacza się na szczyt, my już z niego schodzimy. Razem, gdyż Rafał odzyskał siły na zejście. W drodze powrotnej las już nie jest taki straszny. Mgła opadła, a spomiędzy drzew przebijają promienie słoneczne. Do tego tłum na szlaku się intensyfikuje i magia miejsca nieco powszednieje.
Pół godziny później jesteśmy w samochodzie i odjeżdżamy do naszej agroturystyki, by kontynuować siatkarskie kibicowanie.
Młodzicy MOS Wola awansowali do finałów Mistrzostw Polski, ale …to już inna historia.