Kocham Was Góry! Za przywrócony spokój duszy! Nie wiem co mnie dziś gnało. Czy złość i rozczarowania dnia wczorajszego czy też nadzieja na przyszłość, w każdym razie nogi mnie niosły dziś same 🙂
Opuściliśmy Natolin o 5.45, by zameldować się w Obidowej po równo 4.5 godzinach, przy czym ostatnie 50 km jechaliśmy około półtorej godziny. Wystarczy jeden spowalniacz na drodze jednopasmowej i korek murowany. Dodać do tego budowę drogi i mamy co mamy.
Na szlaku jesteśmy ok. 10.40. Najpierw rozgrzewkowe podejście do schroniska Stare Wierchy, gdzie zostawiamy graty noclegowe oraz spożywamy przedwczesny lunch. O 12.00 ruszamy dalej.
Droga najpierw wiedzie ostro pod górę, by przez następną godzinę prowadzić nas granią tudzież wąwozami na wysokości ok. 1,100 m. Wąwozy w dużej części są zawalone drzewami, dlatego niekiedy zbaczamy ze szlaku by zakosami obejść przeszkody. Niestety niekiedy nie da się ich obejść, a jedynym sposobem, by pójść dalej, jest przejście na czworakach.
Pogoda jest nieoczywista. Niekiedy oślepiające słońce, które za chwile chowa się za ciężkimi śnieżnymi chmurami. Szarosine ciężkie niebo niesamowicie kontrastuje z krajobrazem przykrytym białym śniegiem. Jest go tak dużo, że drzewa uginając się pod jego ciężarem tworzą drzewne mosty. Te cholernie utrudniają podejście.
Po dłuższej chwili wychodzimy na szeroką nartostradę. Bardzo dużo osób uprawia tu narciarstwo biegowe, mniej jest skitourowców okupujących głównie Tatry. To zwyczajnie nadzwyczajne, że ludziom w rożnym wieku się chce 🙂
Zafascynowani tym zjawiskiem nie zauważamy, gdy nasz czerwony szlak odbija w lewo, podczas gdy my kontynuujemy podejście szerokim traktem.
W pewnym momencie zaczyna nam coś nie pasować, ale jest za późno.
Zamiast na Turbacz dochodzimy do schroniska pod Turbaczem.
No cóż, mieliśmy to w planach, ale niekoniecznie w tej kolejności.
Bigos, pierogi z jagodami i dwa piwa później wychodzimy na Turbacz.
Sam szczyt góry nie powala w zachwycie. Betonowy słup i krzyż z flagą Polski i taki sobie widok. Zachmurzenie nie pozwala dojrzeć nawet zarysów ukochanych Taterek. Do tego robi się naprawdę zimno. Spadamy stąd.
Na zejściu udaje nam się trzymać szlaku czerwonego, więc mamy odrobinę nowości po drodze. Zejście zajęło nam 1.45. Łukaszowi nie pomogła dzisiaj dwutygodniowa grypa przebyta ostatnio i czuł się zmęczony, ale wciąż szedł z godnością 🙂
Tuż przed zachodem słońca zameldowaliśmy się w schronisku Stare Wierchy. Prysznic, kolacja i piwo tchnęły w nas nową energię. Starczy na czytanie NPM … o Bieszczadach 🙂
A więc 5 szczyt w Koronie Gór Polski zdobyty!