Miniony weekend spędziliśmy z dala od codzienności, w cudownym otoczeniu Karkonoszy i Gór Izerskich! Nasze trzy terierki naturalnie towarzyszyły nam w tym aktywnym relaksie. Bazą była Szklarską Poręba, która jest idealnym miejscem, aby połączyć narciarstwo biegowe z miłością do górskich wędrówek.
Aktywności biegowe podzieliliśmy pomiędzy Harrachov i Jakuszyce, próbując balansować między zawodami w ramach Biegu Piastów. Wjazd na Certovą Horę i następnie zjazdy i podbiegi (choć dosłownie były to podejścia) po trasach Magistrali Karkonoskiej. Wprawdzie nie obyło się bez lądowania na tyłku, ale i tak fajnie było poczuć znów narty pod stopami, a pod nartami śnieg. Niestety czuć, że zima ustępuje, bo kilka razy trzeba było narty zdejmować a niekiedy modlić się podczas przejazdu po lodzie. W Jakuszycach dla odmiany warunki były generalnie dobre, jeśli nie liczyć jednego miejsca gdzie przydałyby się raczej łyżwy niż narty. „Droga bez Łaski” to nie przypadkowa nazwa, wysokość zdobywa się powoli, a każdy metr czuje się w nogach. Za to łagodny zjazd Dolnym Duktem Końskiej Jamy był wisienką na narciarsko-biegowym torcie. Najgorsza w skutkach dla mnie okazała się ośla łączka na polanie, kiedy to zaliczyłam 2 z 3 upadków tego dnia 🙂
Trekingi z kolei były bardzo zróżnicowane. Od lajtowego spaceru na Zbójnickie Skały, gdzie dzięki nowo wybudowano platformie widokowej można podziwiać panoramę Karkonoszy, przez nieco dłuższy spacer na Wysoki Kamień, aż po 15km trekking na Śnieżne Kotły, które były trekkingowym celem wyjazdu.
Śnieżne Kotły swoją nazwę wzięły od dwóch polodowcowych kotłów o pionowych ścianach, sięgających 200 metrów. Kuszą za każdym razem gdy wyglądamy przez okno. Rok temu nam się nie udało, bo wiatr wiejący ponad 60 km/h pod schroniskiem dosłownie zwiał nas ze szlaku. Teraz też biliśmy się z myślami, czy nie wrócić, albowiem zapomnieliśmy raczków. Wstyd na maksa, ale fakt pozostaje faktem. Podejście do i schroniska w kilku miejscach nastręczało problemów, niekiedy musieliśmy w ogóle zejść ze szlaku, bo lodowa tafla na pewno by nas pokonała. Ślizgały się nawet psy mimo swoich ostrych pazurków. W takich chwilach docenia się każdą gałąź i nierówność terenu, które pomagają utrzymać równowagę. Podejście od schroniska do grani było jeszcze trudniejsze. Krok za krokiem, szukanie połaci śniegu ułatwiających strome podejście i Airedalki, które często robiły za poręczówki (zwłaszcza że wyjątkowo ciągnęły tego dnia), to wszystko sprawiło, że w końcu dotarliśmy na grań. Aha, i jeszcze tn baton regeneracyjny w momencie, w którym byłam gotowa zawrócić. Podejście granią do Śnieżnych Kotłów to już przyjemny spacer. Po drodze trekkerzy, skiturowcy, narciarze biegowi i … zwykli biegacze, wszyscy, którzy chcieli nacieszyć oczy Śnieżnymi Kotłami w zimowej odsłonię w warunkach doskonałej pogody. A warun był nieziemski tego dnia … Zupka i naleśniki w schronisku pod Łabskim Szczytem na powrocie pozwoliły uzupełnić kalorie i nastroić głowę na zejście. Wybraliśmy wariant niebieski. Trudniejszy niż żółty z uwagi na oblodzone stromizny, ale na bardzo krótkim odcinku. Urodzinowy prezent dla Łukasza zrealizowany!
Wysoki Kamień to jedno z najbardziej charakterystycznych wzniesień w Górach Izerskich, oferujące spektakularne widoki na Kotlinę Jeleniogórską i Karkonosze i często wybierana przez nas destynacja na nieco dłuższe spacery z psami. Historia miejsca sięga XIX wieku, a dziś na szczycie znajduje się schronisko i wieża widokowa. Krążą legendy o skarbie ukrytym wśród skał przez rycerzy-rabusiów, ale my chodzimy w to miejsc z uwagi na przepiękne widoki. Dzisiaj zdobywamy szczyt nowym żółtym szlakiem, od Zakrętu Śmierci. Dla nas to wspaniały relaks po kilku aktywnych dniach, a dla piesków rozprostowanie przed drogą powrotną.
Ten wyjazd to przypomnienie, jak mało człowiek potrzebuje, by poczuć się naprawdę szczęśliwym: trochę śniegu, odrobina adrenaliny na podejściu bez raczków i dobre towarzystwo, to na dwóch nogach (@Lucy & Mike – dziękujemy za wspólny weekend 🙂 i czterech łapach (Fifi, Lumi, Freya i Skyler).