Południowym wybrzeżem Norwegii
Ostatnie 36 godzin to podróż spektakularnym południowym wybrzeżem Norwegii, od Kristiansand do Stavanger, które dzieli 230 km. Niby nic się nie dzieje, bo w końcu to tylko fiordy, lasy, góry, malowniczo położone miasteczka, a jednak…
Ale! Zaraz po wyjeździe z promu, którą to przeprawę nasze Dziubelki zniosły bardzo dzielnie, parkujemy po niespełna 10 km. Trzeba rozprostować nogi i zrobić wprawkę pod trekking na Preikestolen. A gdzie najlepiej to zrobić? Na Lille Preikestolen 🙂 Uciekamy w góry przed burzą, Fibak nawet nie chce się na zdjęcia zatrzymać, choć norweskie yr.no mówi, że nie będzie padać! Potem się okaże, że miało rację 🙂 To było jedno z bardziej wymagających podejść 300 m w górę jakie pamiętam. Pomijam temperaturę 26 stopni, trekking wąwozami, w których powietrze stoi, ale to kardio góra-dół dało się nam wszystkim we znaki. Taki trekking pamiętam w malezyjskiej dżungli. Widok był jednak wart każdej kropli potu spływającej od czoła przez pośladki.
Wieczorem meldujemy się na leśnym parkingu w okolicy Mandal. Było cicho i spokojnie, dopóki nie zjechała się banda duńskich motocyklistów. Na szczęście zreflektowali się, że nie ma miejsca na namioty i pojechali dalej 🙂
Trasa południowym wybrzeżem jest niezwykle malownicza. W zasadzie co chwila można się zatrzymywać na zdjęcia, ale ponieważ teriery reagują emocjami na dźwięk odpinanych pasów, musimy ograniczyć nasze pragnienie robienia zdjęć do niezbędnego minimum 🙂
Po drodze przejeżdżamy przez Flekkefjord, urokliwe miasteczko, z dzielnicą starych białych domów oraz słynną ulicą holenderską. Po raz kolejny przekonujemy się, że nasze „wsiowe” pieski męczą się w mieście ;( Nie fundujemy im więc zbyt długiego spaceru po rozgrzanym do czerwoności bruku.
Zdarza nam się też zboczyć z raz obranej ścieżki. I dzięki Bogu, bo Terland Klopp, najdłuższy kamienny most w Norwegii był tego wart. A w otoczeniu niesamowitych gór i rzeki, w której ewidentnie Trolle porozrzucały kamienie w zabawie, tworzy scenerię, której nie można pominąć w planie zwiedzania.
Kawę pijemy na Sola Stranda. Biały drobny piasek, szafirowe morze, wiatr targający włosy i … gdyby nie 13 stopni (odczuwalna pewnie jeszcze niższa) to można byłoby poudawać, że to jakaś południowo-europejska plaża 🙂 Na plaży pozostałości bunkrów stanowiących część systemu obronnego Niemiec podczas II WŚ tzw. „Wał Atlantycki”, choć te już nie tak spektakularne jak w Danii.
Na koniec dnia dojeżdżamy niemal do Stavanger, a konkretnie pod Sverd i fjell, czyli pomnik nad brzegiem Hafrsfjordu, gdzie trzy miecze symbolizują zjednoczenie Norwegii dokonane w 872 roku przez Haralda Pięknowłosego, reprezentując pokój, jedność i wolność.
A jutro? Znów się zmęczymy, bo podejmiemy próbę wejścia na Preikestolen!