Wielkanoc poza domem to nasza wieloletnia tradycja, do której zdążyliśmy już chyba przyzwyczaić nasze Mamy – prawda? 🙂 Kilka razy były góry (Tatry i pasma Beskidu), było kilka innych (nie górskich) destynacji. W tym roku postawiliśmy na Karkonosze i schronisko Samotnia jako bazę wypadową, malowniczo położoną w Kotle Małego Stawu na wysokości niespełna 1200 m. Towarzyszyły nam Grzelaki, w ilości sztuk trzech, i to towarzystwo doskonale się sprawdziło 🙂
Spędziliśmy w górach cztery pełne dni, każdy z nich wykorzystując w pełni jednak dostosowywując się do możliwości najmłodszej uczestniczki wyprawy, 9-letniej Madzi, która mimo młodego wieku, wspaniale dawała sobie radę na szlaku. Widać, że rodzice nie próżnowali i zbudowali w Młodej ciekawość świata i chęć eksploracji, na bieżąco motywując ją bardzo różnorodnymi sposobami!
Pierwszego dnia weszliśmy na Śnieżkę. Nie był to najbardziej widokowy trekking, biorąc pod uwagę gestość mgły, w której szliśmy (widoczność do następnego słupka), niemniej chłonęliśmy prawdziwie zimowy klimat wszystkimi zmysłami. Przed samym podejściem, w Domu Śląskim zrobiliśmy sobie przystanek, by zaspokoić różnorodne potrzeby (od piwa, przez zupę, po górskie kryształy i pieczątkę w książeczce). A potem 200 metrów w górę, z którymi poradziliśmy sobie dość sprawnie. Pewnie dlatego, że na butach mieliśmy raczki, w przeciwieństwie do większości zmierzających w tym samym kierunku. Ignorancja i/lub nonszalancja niektórych powala 🙁
Drugiego dnia poszliśmy na czeską stronę. Odwiedziliśmy Loucni Boudę, bardzo duży górski hotel, który również wyłonił się nam nagle, z mgły, w której nie było widać nawet kolejnego słupka. Za to marsz w kierunku Domu Śląskiego kontynuowaliśmy już w pełnym słońcu. Zresztą to samo słońce mieliśmy wypisane na twarzy przez kolejne dni. Tym razem nasza ignorancja w temacie aplikacji kremu z filtrem w górach nieco powala (!!!)
Trzeciego dnia krążyliśmy między Samotnią a Strzechą Akademicką, odbylismy kilka spacerów z psami, ale generalnie mieliśmy potrzebę nic nie robienia, zwłaszcza po tak obfitym śniadaniu wielkanocnym.
Nadrobiliśmy w Wielkanocny Poniedziałek, kiedy to zrobiliśmy prawie 16 km trekking przez Pielgrzymy, Słonecznik i schronisko Odrodzenie (zbieraniem pieczątek jest dobrym motywatorem dla Madzi). Na Słoneczniku zrobiliśmy sobie przerwę na herbatę i czekoladę, ze wspaniałym widokiem na bardzo dobrze widoczną Śnieżkę. W Odrodzeniu kolejna przerwa, tym razem na zupę i likier karkonoski 🙂 A ze schroniska wracaliśmy zielonym, bardzo urozmaiconym szlakiem (trawersy, wąwozy, ścieżki przyrodnicze), przez Pielgrzymy do Samotni. Ostatnie 100-metrowe podejście dało się we znaki wszystkim, starszym, młodszym i czteronożnym 🙂
To był wspaniały wypad pod wieloma względami. Zgadzam się w 100% z twierdzeniem, że Samotnia to jedno z najbardziej klimatycznych i magicznych polskich schronisk. Dołożyć do tego przyjazną obsługę i dobre jedzenie i ma się miejsce, do którego chce się wracać. Towarzysko się pośmialiśmy, pograliśmy w makao i podegustowaliśmy delikatnie różne rodzaje %. Bez spiny, na luzie! Teriery jak zwykle okazały się wdzięcznymi towarzyszkami podróży. A góry?! Gdy na nizinach wiosna, tu zima trzymała się jeszcze mocno, więc mieliśmy szansę na prawdziwie zimowe trekkingi. Do tego wszystkiego Mąż Bohater! Gdy na podejściu złapały mnie straszliwe skurcze obu łydek, doniósł mój zbyt ciężki plecak do schroniska!
Tak, zdecydowanie to powtórzymy!