- Skoszarowani na islandzkiej ziemi
- Wybuch Fagradasfjall
- Źródła, wodospady, deszcz i prysznic czyli woda, woda, woda …
- Czarne plaże, kolorowe kaniony, niebieskie lodowce
- „Epoka lodowcowa”
- Po wschodniej stronie Krainy Lodu
- Islandzkie safari
- Magiczny Snaefellsnes
- Golden Circle w oparach wulkanu
- Reykjavik na „do widzenia”
Noc w Vik po raz kolejny na długo zostanie w mojej-naszej pamięci. Wiatr w porywach do 20 m/s i kaskady deszczu przez wiatr padającego poziomo. Nasz kamper o mało co nie odleciał. W środku było jednak komfortowo, a nawet gorąco, gdyż Młody się zdeponował z nami na górnym pokładzie, tak że Łukasz postanowił spać na waleta (przyp.red. nogami do góry).
Po śniadanku, na które podano owsiankę z liofilizowanymi truskawkami i świeżym bananem, ruszyliśmy w kierunku Reynisfjara Beach, charakterystycznej czarnej plaży z jeszcze bardziej charakterystycznymi bazaltowymi klifami, czarnym wulkanicznym piaskiem oraz malowniczymi skałami Reynisdrangar, wystającymi z wody niczym grzbiet smoka. Bazaltowe kolumny są zjawiskiem rzadkim, a ich powstanie związane jest z szybko zastygającą i równie szybko pękającą lawą. Ta aspirująca do miana najpiękniejszej plaży świata, doczekała się ekranizacji, będąc inscenizacją dla wschodniej strażnicy na Murze w „Grze o Tron”. Plaża, jak piękna, jest również niebezpieczna. Występują tu częste fale typu „sneaker wave”, które pojawiają się znikąd i zabierają ze sobą wszystko. Z przypływami i dopływami też lepiej uważać. My dziś doświadczyliśmy tego, jak w zaledwie kilkanaście, może kilkadziesiąt minut, fale powoli zwiększały swój zasięg, a gdybyśmy zabawili tam dłużej, pewnie odcięłyby nam normalną drogę wyjścia.
Po zwiedzeniu czarnej plaży wracamy do Vik, gdzie po krótkim shoppingu i tankowaniu, idziemy na … Black Sand Beach. Z kamiennego falochronu rozpościera się widok na skalne formacje Reynisdrangar. W słońcu pewnie spektakularny, ale w chmurach i mgle, widać było jedynie zarysy. Wyobraźnia musiała doprodukować resztę obrazu.
Opuszczamy Vik, które po raz kolejny nie zachwyciło pogodą, i jedziemy w kierunku Kanionu Fjadrarglijufur. Długi na ponad kilometr, głęboki na 100 metrów, z rzeką Geirlandshraun płynącą przez środek, z pionowymi skałami porośniętymi trawą i mchem – to wszystko sprawia, że widoki zapierają dech. To miejsce również znalazło się w scenografii „Gry o Tron” – Daenerys i Jon Snow lecą nad kanionem smokami.
Ostatnie 75 km tego dnia to jazda w kierunku Skaftafell National Park, leżącego u stop lodowca Vatnajokull, największego powierzchniowo lodowca w Europie. Deszcz nas oszczędził, a widoki są takie, że co chwila prosimy Łukasza, by się zatrzymał na zdjęcie. Niestety, po dojechaniu na kemping, deszcz zaatakował ze zdwojoną siłą. Pozostała malinówka i planszówki, oraz nadzieja, że jutro pogoda nas potraktuje łagodnie i w słońcu pozwoli na eksplorację lodowca jęzorem Flaajokull.