Dzisiejszy dzień, zgodnie ze wszystkimi znakami na niebie i przepowiedziami meteorologów, przywitał nas strumieniami deszczu. Lało tak, że nawet psy niechętnie wyściubiły nosy z pokoju, a zazwyczaj deszcz im w niczym nie przeszkadza. Tymczasem, Młody za chwilę musi jechać na wyścig…
Jesteśmy już w aucie i w zasadzie dojeżdżamy do Sobótki, gdzie za chwilę ma się zacząć wyścig kategorii Rafała, gdy ten dzwoni i mówi, że wyścig odwołany. Jestem pewna, że każdy z nasz poczuł ulgę, bo jeździć w deszczu na szosie, przy tak silnym wietrze, wzmagającym się w każdą minutą, to jak kuszenie losu … Dopiero chwilę potem dociera do nas, co Młody chce przekazać. Wyścig odwołany, bo na trasie nastąpił wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Obrazy, które wcześniej podpowiadała wyobraźnia ilekroć spoglądałam za okno, stały się faktem …
Pakujemy Młodego i jego rower do samochodu i z milczeniem na ustach wracamy do Świdnicy. Dopiero w domu emocje wychodzą na wierzch, nie sposób ich zagłuszyć. Rozmawiamy, racjonalizujemy, snujemy domysły, choć nic nie zmieni faktu, że na trasie wyścigu człowiek stracił życie, zdmuchnięty z drogi …
Popołudniem pogoda się przejaśnia, jakby okrutne niebo dostało już swoją ofiarę. Przestało padać, więc udajemy się na rekonesans miasta. Świdnica ma dość długą historię, albowiem wzmianki o niej pojawiają się już w I poł. XIII wieku, a jako miasto figuruje od 1267 roku. A skoro tak, to z pewnością musi być barwne i kolorowe. Spacer jednak zaczynamy od ewangelicko-augsburskiego Kościoła Pokoju, który wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO i stanowi jeden z nowych siedmiu cudów Polski według National Geographic.
Kościół jest największym barokowym obiektem sakralnym drewniany w Europie, a przecież miało być zgoła inaczej. Wykluczani z życia luteranie dostali pozwolenie na zbudowanie swojej świątyni poza murami ówczesnego miasta i tylko pod warunkiem, że będzie on zbudowany z materiałów nietrwałych, jak piasku, gliny, słomy i drewna. Po raz kolejny jednak życie udowadnia, że rozwiązania tymczasowe trwają najdłużej.
Kościół przetrwał do naszych czasów, choć jego historia jest burzliwa, i absolutnie zachwyca prostotą zewnętrznej fasady i bogactwem wnętrza. Z kościoła idziemy wprost do Nieba, gdzie serwują pyszne lody i kawę. Te dadzą Młodemu siłę na dalsze spacery 🙂
Świdnica, a zwłaszcza Stare Miasto, posiada zabytkowy układ urbanistyczny miasta. Ponoć jest drugim po Wrocławiu miastem w Polsce z taką ilością obiektów zabytkowych, które uzupełniają kamienice, cudownie kolorowe, zadbane i niezwykle bogate w ornamentykę charakterystyczną dla bardzo wielu stylów. Spacerując po Starym Mieście mijamy Muzeum Dawnego Kupiectwa i stojącą przed nim ławeczkę astronomki Marii Cunitz, cztery fontanny autorstwa świdnickiego artysty Georga Leonarda Webera zdobione barkowymi rzeźbami, m.in. Neptuna czy Atlasa, strzegące czterech rogów rynku i budynku Ratusza, docieramy do Wieży Ratuszowej.
Wieża Ratuszowa ma równie bujną i długą historię, co miasto, w którym stoi. Pożary, wojska austriackie czy zawalenia to główne przyczyny nietrwałości wieży. W obecnym kształcie ten 38 metrowy obiekt istnieje od … 2012 roku, przy czym taras widokowy udostępniono niespełna 4 lata temu. Widok, jaki roztacza się z góry – panorama kolorowej Świdnicy z górującymi nad nią Katedrą Świdnicką oraz WIeżą Ciśnień, a także góry w tle, jest wart pokonania każdego schodka na górę (dla wymagających jest winda). Mimo iż na górze wiało jak w kieleckiem, na naszych twarzach malował się czysty zachwyt.
Na koniec spaceru wizyta w parku. Świdnica może się pochwalić dużym udziałem terenów zielonych w obrębie miasta, które są przepięknie zagospodarowane, a o tej porze również soczyście zielone. Psy się tu wybiegały, radośnie obszczekując kaczki pływające w rzece (Bystrzycy). My tymczasem zamieniamy nogi na koła i przez kolejne 90 minut robimy objazd wokół Świdnicy, zaliczając po drodze figurkę Srajludka – po drodze, bo naprawdę nie chcę przyznać, że dla niego tu przyjechaliśmy 🙂
Dzień źle się zaczął, ale czujemy, że kończy się dobrze. Poznaliśmy wycinek historii pięknego miasteczka i spędziliśmy czas na świeżym powietrzu, co przez ostatni rok było raczej przywilejem niż normalnością. Do zobaczenia Świdnico 🙂