Góry Stołowe się nie nudzą, dlatego postanawiamy wejść na Narożnik zachęceni zdjęciami, jakie Marta przesłała ze spaceru trzy dni temu. Razem więc z Martą i Michałem, Lucyną i Mikiem, a także całą watahą dzieci i psów meldujemy się na Lisiej Przełęczy, skąd zaczynamy podejście na Narożnik.
Jak i poprzednim razem, podejście jest krótkie, ale strome. Ponownie żal, że nie założyliśmy raczków, które przydałyby się na podejściu, a które i tak musieliśmy założyć, by móc podziwiać panoramę z Narożnika na Szczeliniec Wielki. Blat skały był bowiem tak oblodzony, że zwyczajnie nieroztropnym byłoby chodzenie po nim w samych butach.
Widoczność doskonała, tylko mocno wieje. Wiatr naturalnie obniża temperaturę odczuwalną, dlatego nie stoimy zbyt długo w jednym miejscu. Po pięknej śnieżnej panoramie zostały tylko zdjęcia na telefonach. Wiatr, który tu hula od kilku dni, rozwiał resztki zimowego puchu, słońce roztopiło pozostałe resztki, a mróz w nocy je zmroził zamieniając to miejsce w krainę lodu.
Niezrażeni jednak tym faktem, idziemy dalej w kierunku Kopy Śmierci upamiętnionej zdjęciem, jak za poprzednim razem, oraz Skał Puchacza. Stamtąd roztacza się przepiękny widok na Góry Bystrzyckie i Góry Orlickie. Świecące słońce tylko dodało blasku 🙂
Na rozwidleniu szlaków niebieskiego i zielonego stajemy na chwilę, by uzupełnić płyny i wchłonąć banana, pieskom oferując królicze uszy i wołowe patyczki. Ze szlaku zielonego odbijamy na żółty, którym dochodzimy do Lisiej Przełęczy mijając jeszcze po drodze malownicze Białe Skały. Nosy i policzki czerwone, w żołądkach pusto, a zatem dzień bardzo udany 🙂