Pandemiczne zatrzymanie światowej turystyki, a wraz z nią i nas, zmusiło nas – ku naszej radości – do eksploracji naszego własnego kraju. Pierwsze kroki kierujemy ku świętokrzyskiemu. Dla Asi to pierwszy wyjazd poza granice Mazowsza w tym roku, dla Mirki kontynuacja podróży śladami polskich winnic, a dla nas miła odmiana, gdyż dotychczasowe zwiedzanie Polski zawsze miało charakter górski.
Lokujemy się w bardzo sympatycznym zajeździe Dobry Czas, z jeszcze sympatyczniejszym właścicielem, który jest ogromnym miłośnikiem regionu. Niestety w ten piątek nie wiemy, że właśnie zaczyna się cotygodniowy targ staroci, który trwa całą noc do sobotniego południa, a na który zjeżdżają się handlarze z całej Polski. A szkoda, bo chętnie pokręcilibyśmy się w ten wieczór pomiędzy skarbami z różnych epok.
Sobotni dzień spędzamy w winnicy Terra w dolinie Opatówki. Mirka zorganizowała nam nie tylko degustację z konsumpcją, ale również fizyczną „pracę” polegającą na ścinaniu winogron, prasowaniu ich i wyciskaniu moszczu. Naturalnie proces wspomagany był przez urządzenia, niemniej uczestnictwo w nim było niezwykle emocjonujące. Maciek, właściciel winnicy, bardzo otwarcie opowiadał o pasji i ciężkiej pracy, sukcesach i wyzwaniach, możliwościach i przeciwnościach losu. Cokolwiek by jednak nie mówił, rozmawialiśmy ze szczęśliwym i spełnionym człowiekiem.
Winnica liczy sobie 4 hektary, 198 rzędów sadzonek, 8 szczepów, 20 tysięcy krzewów winorośli, pierwsze zbiory w 2016. Każda sadzonka jest precyzyjnie sadzona co 91 cm – uwaga – maszyną do sadzenia kapusty 🙂 Podziwialiśmy szczepy Regenta (który zbieraliśmy), Hibernala, Cabernet Cortisa, Solarisa, Seyval Blanca, Muscarisa czy Ronda.
Nasza Fifi, po przełamaniu pierwszej nieśmiałości, doskonale czuła się w winnicy. Obiegała teren kilkukrotnie, ganiała winnicowe koty o intrygujących imionach rodem z urzędu skarbowego – Akcyza, Kontrola, Banderola czy też Drażniła zamknięte na podwórzu labradory o winnych imionach Rondo, Regent, Cortis, Seyval i … niepasujący do niczego Maślak. Zapewne jego imię pochodzi z poprzedniej pasji właściciela 🙂
Maciek niezwykle ciekawie opowiadał o winie, procesie tworzenia, kalendarzu winiarza. A na koniec wręczył wiadra i sekatory, by zagnać nas do pracy. Zespołem kilkunastu osób szybko poradziliśmy sobie z 1 (sic!!) rzędem Regenta. Zachwyt Fibaka nad słodkościami gron mógł być nieobiektywny. Wszak wszyscy wiedzą, że lubi winogrona, zaraz po czereśniach. Ale mnie smak tych winogron zachwycił również. W pamięci smaków miałam blado-różowo-fioletowe winogrona z działki na Radziwiu, więc z rezerwą podeszłam do Regenta. Ale to było niebo w gębie. Szkoda, że samo wino Regent już mi nie podeszło …
Podczas lunchu odbywała się degustacja. Seyval Blanc i Muscaris na pierwszy ogień, i w zasadzie na tym moglibyśmy skończyć, gdyż z palety 6 degustowanych win, te były absolutnym hitem. Opuściliśmy winnicę z mętnymi oczami, uśmiechami na rozanielonych twarzach i zapasem wina w kartonach.
Na zakończenie dnia pojechaliśmy do Winnicy Sandomierskiej, która z uwagi na swoją nazwę, cieszy się największa rozpoznawalnością. Trafiliśmy nieszczęśliwe na autokar turystów, w związku z czym winnica straciła kameralny charakter. Zaoferowała nam słabe wina (w mojej i Fibaka opinii, bo Mirka była zachwycona czerwonym Regentem), dobrą latte i doskonale sery. Zachodem słońca nad winnicą zakończyliśmy dzień, opuszczając winnice z torbą serów 🙂