- Christchurch czyli już w kraju Władcy Pierścieni
- Pierwsze spotkania z nowozelandzką naturą
- Doliny Alp Południowych
- Na nowozelandzkich drogach …
- Nie dla nas Kepler Track
- Nad Jeziorem Wakatipu
- Glacier Burn Track
- Zwiastuny końca wakacji …
- Pod górkę i z górki, z wodą w tle …
- Dojeżdżamy do Rohanu …
- Krajobrazowy zawrót głowy…
- Naleśniki w Punakaiki i meszki w Rotoriti
- Jesteśmy Winni …
- Wschodnie wybrzeże i jego natura
- „Delfiny rozbiły system …”
- Wellington czyli już na Wyspie Północnej
- Tongariro Alpine Crossing
- Nad jeziorem Taupo, gdzie kradną jaja …
- Gorąca haka …
- Bez mydła nie pójdzie …
- Hobbiton czyli „Tam i z powrotem” …
- Piha czyli hawajski zakątek Nowej Zelandii
- Ka Kite Aoteroa!
- Aoteroa Nowa Zelandia – podsumowanie i porady praktyczne
Ostatnie dwa dni spędziliśmy nad jeziorem Taupo, które stanowi część kaldery powstałej po wybuchu wulkanu dwadzieścia pięć tysięcy lat temu. Okolica ma się dziś bardzo dobrze. Zielona, zadrzewiona, i tylko gdzieniegdzie unosi się gorąca para świadcząca o tym, że ziemia pod stopami nie powiedziała jeszcze swojego ostatniego słowa. Syczy, huczy, buzuje …
Taupo nie przywitało nas dobrze. Na dzień dobry zaliczyliśmy mandat za złe parkowanie. Wszyscy byliśmy tak spragnieni kawy, że nikt z nas nie zauważył, że parkujemy na żółtej linii. No cóż, musimy przełknąć stratę 60 dolarów. Rankiem natomiast, podczas przygotowywania śniadania dociera do nas, że zostaliśmy okradzeni z jednego jajka i połowy butelki mleka. Chcąc nie chcąc zgłosiliśmy to do właścicieli motelu, którzy natychmiast podjęli działania, a prześledziwszy nagranie z monitoringu doszli do tego, kto to zrobił. Okazało się, że mieszkaniec pokoju numer 15 od tygodnia okradał gości z jedzenia …
Na szczęście okolice Taupo obfitują również w atrakcje, które wynagradzają nam te wątpliwe doświadczenia. Zaczynamy od Craters of the Moon. Miejsce to faktycznie jest rodem z księżyca, a wszystko w scenerii syczących fumaroli, czerwonych kraterów dymiących wszystkimi zakamarkami oraz niesamowitej zieleni, która nic sobie nie robi z zagrożeń jakie może jej tu zafundować niespokojna ziemia.
Dzisiejszy dzień z kolei rozpoczynamy od wizyty w Aratiatia Dam. Hydroelektrownia na rzece Waikato oraz tama, która kilka razy dziennie spuszcza hektolitry wody z jeziora Taupo robi niesamowite wrażenie. Gdy bramy zapory się otwierają, woda przelewa się przez wąski wąwóz, który momentalnie wypełnia się wodą, tworząc jeziorka i wodospady. To miejsce jest również szczególne dla wielbicieli tolkienowskiej prozy. Spektakularna ucieczka krasnoludów w beczkach z siedziby elfów odbywała się właśnie tym wąwozem.
Huka Falls to nasz kolejny przystanek. Zachwycił nas jednak tylko kolor wody. Turkus zmieszany z akwamarynem. Ale określenie „wodospad” jest sporym nadużyciem w stosunku do tych kilku stopieńków, po których spływają wody rzeki Waikato.
Po południu wsiadamy na pokład statku parowego Ernest Kemp, którym płynęliśmy po jeziorze. Celem były maoryskie płaskorzeźby wykute w skale wizualizujące maoryskiego półboga i przewodnika Ngatoroirangi, które zlokalizowane są w Zatoce Mine. Są żywym dowodem na to, jak Nowa Zelandia pielęgnuje maoryską kulturę i tradycję, a z uwagi na ich walory artystyczne nie dziwię się, że stały się ikoną regionu.
Spacer po nabrzeżu (Great Lake Walk) wieńczy naszą wizytę w tym miejscu. Pewnie Taupo pozostanie dla nas synonimem „skradzionego jaja”, ale i tak warto było tu przyjechać i eksplorować.
Komentarze (2)
Wracajcie lodożercy :))))
Super się czyta Waszego bloga 😉