Wyjazd:
Ten wyjazd ponownie zorganizowaliśmy przez Barents.pl. W cenie wycieczki zawarty jest przelot na trasie Warszawa-Oslo-Longyearbyen-Oslo-Warszawa, noclegi, śniadania, jedna kolacja oraz wszelkie atrakcje przewidziane w programie. Do dyspozycji uczestników pozostaje ostatni dzień, który można sobie zorganizować dowolnie. Opiekę nad nami sprawował Iwo, który ewidentnie „zachorował” na Arktykę. Jego fascynacja regionem szybko nam się udzieliła 🙂 Człowiek niezwykle sympatyczny, komunikatywny i bardzo zaangażowany, by pokazać nam Svalbard w pigułce i zachęcić do dalszej eksploracji Arktyki. Do tego wspinacz i karkonoski górołaz oraz kandydat na GOPR-owca, który doskonale zna bliskiego mi Sokolika Małego 🙂 Iwo – dziękuję za tę poręczówkę na zejściu 🙂
Lotnisko: lotnisko w Longyearbyen jest dość małe, choć w ostatnich czasach dość oblegane z uwagi na wzrastającą popularność destynacji. W sezonie są cztery loty dziennie obsługiwane przez Norwegian i SAS. Hala odlotów jest jednocześnie strefą odbioru bagażu, więc tłumy są nieuniknione.
Zakwaterowanie:
W Longyearbyen mieszkaliśmy w Gjestenhuset102, dawnym górniczym hotelu, który położony jest ok. 2 km od centrum miasta. Pokoje czteroosobowe, w bardzo przyzwoitym standardzie, z dobrym śniadaniem o nieskomilkowanym menu, co mnie zawsze cieszy! Marynowane buraki – pychota!!! W recepcji można zakupić produkty pierwszej potrzeby czyli wodę, colę, piwo i wino. Sprzedawane są także lokalne pamiątki. Hotel można zarezerwować via booking.com.
W Pyramidzie funkcjonuje wyłącznie jeden budynek, w którym można zostać na noc. Hotel Tulipan pełni również funkcje pomieszczeń dla personelu, restauracji, baru, poczty, sklepu z pamiątkami i wypożyczalni rowerów. Standard jest bardzo wysoki. Pokoje dwuosobowe z łazienką, czyste i przestronne. Nocleg obejmuje śniadanie, a dla większych grup możliwe jest zorganizowanie kolacji na ustaloną godzinę. W gratisie pisk mew, które całkowicie przejęły sąsiedni budynek oraz fetor ich odchodów jeśli wiatr nie zawieje od właściwej strony.
Transport:
Po mieście poruszaliśmy się na własnych nogach. Longyearbyen nie jest duże, ale obejście wszystkich punktów w ciągu dnia to ok. 10 km, które później czuje się w mięśniach.
W mieście kursują również taksówki pod logiem Svalbard Buss og Taxi. Koszt odcinka z centrum do naszego miejsca zakwaterowania (2-3 km) to ok. 120-150 koron.
Z lotniska mieliśmy zorganizowany transport busikiem, ale kursują również autobusy Flybuss, znane w całej Skandynawii.
Na trasie Longyearbyen – Pyramida skorzystaliśmy ze speedboat. Czas trwania to ok. 2,5, ale tylko dlatego, że po drodze zatrzymywaliśmy się przy lodowcach. Bez tego transfer trwałby do 2 godzin. Ten środek transportu jest dobry przy w miarę bezwietrznej pogodzie, o co tu, na Arktyce, raczej trudno, i najlepiej bez deszczu, albowiem nie ma się gdzie schować.
W drodze z Pyramidy płynęliśmy z kolei statkiem Polar Charter. Cała podróż trwa ok. 5 godzin, ale załoga zatrzymuje się jeśli sprawne oko skippera wypatrzy gdzieś misia, morsa, fokę lub inne zwierzęta. Po drodze serwowany jest lunch, a w środku jest bar, gdzie można kupić kawę, herbatę lub inne napoje z większą zawartością alkoholu. Przy zakupie kubeczka za 120NOK (ok. 50 złotych), napoje niewyskokowe są bez limitu.
Należy pamiętać, że morskie środki transportu działają tylko w sezonie letnim lub do czasu zamarznięcia zatoki. Wówczas speedboaty i statki ustępują miejsca skuterom śnieżnym, co przez znawców regionu uważane jest za dużo dogodniejszy i krótszy środek lokomocji.
Waluta i ceny:
Svalbard jest pod administracją norweską, co oznacza że obowiązują tu norweskie prawa i waluta, czyli korona norweska (NOK). 1 NOK = 0,45 PLN. Jest też terenem objętym strefą bezcłową z uwagi na to, że w regionie działa wiele innych państw, stąd też ceny są dużo atrakcyjniejsze niż te zapamiętane z innych części Norwegii.
Przykładowe ceny:
Piwo (puszka 0,33l) – 30 NOK
Whiskey irlandzka (butelka 0,5l) – 118 NOK
Croissant – 16 NOK
Ser camembert President – 46 NOK
Hamburger w restauracji z frytkami i sałatka – 160 NOK
Piwo 0,5 l w restauracji – 70 NOK
W Pyramidzie, która jest zarządzana przez Rosjan, można się zaskoczyć cenami jeszcze milej, gdzie piwo 0,5l to 50NOK, a kieliszek drinka o wszystko mówiącej nazwie „78 Latitude” to 40NOK.
W Longyearbyen jest jeden sklep z artykułami wielobranżowymi, gdzie można kupić wszystko, od chleba po sprząt turystyczny. Apropo’s turystyki, to działają przynajmniej dwa, dobrze wyposażone sklepy, gdzie można ustrzelić niesamowitą jakość w niekoniecznie norweskiej cenie.
Wifi / Zasięg komórkowy:
Svalbard z racji przynależności administracyjnej do Norwegii, zaliczany jest do strefy 1, co oznacza, że ceny połączeń telekomunikacyjnych i internetu są tożsame z tymi w kraju. Wifi jest w hotelu, choć jego jakość pozwala zaspokoić bardzo podstawowe potrzeby internetowe. W Pyramidzie jest wyłącznie zasięg komórkowy, hotel Tulipan nie oferuje wifi dla turystów. Niemniej zasięg jest, choć jedna / dwie kreski nie powalają na kolana.
Atrakcje:
Z racji uczestnictwa w zorganizowanej imprezie, mieliśmy do samodzielnego zagospodarowania wyłącznie ostatni dzień. A atrakcji w regionie jest sporo. Od trekkingów (te muszą być z przewodnikiem posiadającym strzelbę) na okoliczne góry i punkty widokowe, przez rejsy do Barentsburga czy Pyramidy ze zwiedzaniem lodowców po drodze, jazdę psimi zaprzęgami czy eksplorację dzikiej przyrody. Wszystkie można zarezerwować poprzez stronę www.wildlife.com.
My osobiście polecamy psie zaprzęgi. Zachwyciły nas nawet w wersji letniej (gokart, nie sanie), albowiem umożliwiły olbrzymią interakcję z psami rasy Alaskan Husky. Koszt 3-4 godzinnej imprezy zorganizowanej przez Svalbard Husky to 1050 NOK.
Trekking na szczyt Trollsteinen był również nie lada gratką. Zaledwie 700 metrów podejścia, ale jak się na to nałoży śnieg – miejscami po kolana, odległość, całą paletę pogodową po drodze (wszechobecny wiatr, śnieżyca, grad i deszcz), dość ostre i fragmentami oblodzone podejście pod Sarkofagen, okazuje się, że „spacerek” potrafi zmęczyć. Przy pierwszym śniegu i przymrozkach, na tym odcinku świetnie sprawdzają się raczki. Dają przyczepność i poczucie komfortu w warunkach, w których o poślizgnięcie nie trudno.
W mieście funkcjonują dwa muzea. Svalbard Museum jest ogólnie o Arktyce, pierwszych wyprawach polarnych, zwyczajach autochtonów, początkach górnictwa, a także faunie i florze regionu. Koszt wstępu to 90 NOK.
Drugie to Muzeum Polarnictwa poświęcone wyłącznie wyprawom polarnym, których udokumentowane początki sięgają nawet końca XIX wieku. Ze szczegółami opisane są wyprawy polarne Nansena, Amundsena czy Umberto Nobile, łącznie z jego tragicznym wypadkiem w 1928 roku na pokładzie sterowca Italia. W akcji ratowniczej uczestniczyli przedstawiciele kilkunastu krajów, w tym Roald Amundsen, z którym od 1926 roku mówiąc najoględniej Nobile się nie przyjaźnił. Nobile został ocalony po 48 dniach spędzonych na polu lodowym, w słynnym „Czerwonym Namiocie”, a Amundsen zginął podczas tej akcji ratowniczej. Bilet wstępu to koszt 100 NOK dla osoby dorosłej i to jest bardzo dobrze wydane 100 NOK 🙂
Koszty:
Zorganizowana wycieczka przez Barents.pl to dla dwóch osób 15 000 złotych. Atrakcje kosztowały nas dodatkowo 1200 złotych. Wyżywienie uwzględniające alkohol i jedzenie, które przywieźliśmy ze sobą (kabanosy, konserwy, słodkości) to wydatek rzędu 1200 złotych. Pamiątki, gdzie ograniczyliśmy się do magnesów, kubka, koszulek i naszywek, uszczupliły nasz portfel o dalsze ok. 450 złotych. Łącznie zamknęliśmy budżet na poziomie 18 000 złotych na dwie osoby. Gorączka arktyczna gratis i zostaje na lata 🙂