- Powrót na Halę Gąsienicową jak powrót do domu
- Granaty zimową porą
- Śnieżyca w twarz nie straszna „lodowym wojownikom”
- Epoka lodowcowo-szczelinowa …na Hali Gąsienicowej
- Szczelinówka raz jeszcze …
A wiec znów ruszamy w góry…
Do Zakopanego dojechaliśmy wczoraj ok 21. Zameldowaliśmy się w pensjonacie Villa Malinka przy Dużej Krokwi i mieliśmy jeszcze chwilę czasu na małego Ballantines przed snem, zakupionego na BP.
Dzisiaj pobudka o 5.30, by po szybkim pakowaniu i jeszcze szybszym śniadaniu wyjść o 6.30. Łapiemy busa do Kuźnic, płacimy TPN za pobyt i ruszamy w górę. Lucyna i Mike idą przez Boczań, Fibak i ja wybieramy żółty szlak przez Jaworzynkę. To moje ulubione podejście do Murowańca, bo szybko się zdobywa wysokość z uwagi na stromość terenu. Ale i tak Lucy i Mike meldują się w schronisku przed nami 🙂
Od Przełęczy Między Kopami idzie się delikatnie w górę, by za chwilę zobaczyć widok, który zawsze nastraja optymizmem gasząc wszelkie możliwe rozczarowania. Dolina Gąsienicowa jest skąpana w słońcu, a Kościelec i Świnica majestatycznie nad nią górują. Czuje się jakby człowiek wracał do domu 🙂
W Murowańcu jemy śniadanie, bo owsianka z 5.45 już dawno wyparowała po pierwszych wzniesieniach. Jajecznica musi mnie utrzymać do późnego popołudnia.
O 10.00 spotykamy Przemka Cholewę, który poprowadzi nasz kurs przez 3 dni. Przemek jest TOPR-owcem i międzynarodowym przewodnikiem wysokogórskim (IVBV). I jest o niebo przyjemniejszy w obyciu niż Marek 🙂 a przynajmniej nie każe mi wsadzać sobie czekana w cztery litery 😉
Zaczynamy od teorii na temat wyposażenia trekkingowego, a następnie po przeładunku naszych plecaków, wychodzimy w góry w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego. Plan na dziś zakłada szkolenie lawinowe, naukę chodzenia w rakach oraz hamowanie na czekanie. To wszystko robimy w okolicy PZA Labu.
Szkolenie lawinowe jest ciekawą powtórką tego lutowego, ale tym razem mamy okazje pracować na własnym sprzęcie co jest wartością dodaną. I tym razem wykopujemy „delikwenta” czyli plecak Przemka z głębokości 70 cm, co przysparza nam hektolitrów potu na plecach. Metr sześcienny śniegu potrafi ważyć tonę, a na wet półtorej ;(
Po tej części ćwiczeń, zakładamy raki, ubieramy ciepłe ubrania i idziemy żlebem w kierunku Zmarzłego Stawu. Nie ukrywam, że odcinek z 38 stopniowym nachyleniem sprawił sporo zamieszania w głowie. Jest to o tyle pozytywne, że inne dręczące i prześladującego mnie myśli znikają z mojej głowy. Przemek jest mega wyrozumiały i wspierający, i pokazuje mi najoptymalniejsze podejście. Później teren się wypłaszcza, pewnie do około 30 stopni 🙂
Stajemy na chwilę przy Zmarzłym Stawie. Lodospady błyszczą mimo cienia. Czuję, że będziemy się po nich wspinać. Mam nadzieję, że moje raki i głowa tym razem staną na wysokości zadania. Łyk herbaty tudzież skondensowanego mleka, chwila zastanowienia czy nie zamienić hamowania czekanem na wejście na Zawrat, ale jest jednak zbyt późno, a poza tym Przemek informuje, że poziom stromizny jest podobny, co oznacza że ja rezygnuję z podejścia. Zaoferowałam zostanie i poczekanie, ale podobno grupa to grupa. To nie mój dzień z wielu względów ;(
Zaczynamy zejście. Przeraża mnie ono, ale pomocna dłoń Przemka znów ratuje moja głowę przed paniką. Fibak twierdzi, że to bezwarunkowa słabość do TOPR-owców, a nie faktyczny strach (a przynajmniej nie w takiej postaci), sprowokował takie zachowanie. Co za łobuz by tak o mnie pomyśleć 😉
Na morenie przy Czarnym Stawie zaczynamy ćwiczenia z hamowania czekanem. Teren nie jest idealny, bo pofałdowany, co oznacza siniaki na kolanach. Dodatkowo, dla Łukasza i dla mnie jest także inna trudność w postaci odrębnej metodologii hamowania w stosunku do tego, czego uczył nas w lutym Marek. Okazuje się, że dla Przemka wypięty tyłek nie jest priorytetem 🙂 Probujemy hamować w trzech pozycjach zjazdowych: na plecach i na brzuchu głową w dół, na plecach nogami w dół. Naciągnięty mięsień dwugłowy lewego uda, obite kolana oraz bolący łokieć uniemożliwił mi próby w pozycji trzeciej, ale miałam za to ubaw obserwując pozostałych.
O 18 meldujemy się w schronisku, gdzie przy piwku tudzież winku spędzamy wieczór dzieląc się refleksjami dnia pierwszego.
Komentarze (1)
Ależ Was wzięło na góry. Słyszę, słyszę, chociaż dzielą nas setki kilometrów : Tatry nasza miłość. Uważajcie na siebie wzajemnie, bo na Małgosię, zdaje się , uważa Przemek?