Celem wyjazdu był 2-dniowy kurs off-rodowej jazdy na motocyklach, który w ramach swoich 40-tych urodzin zorganizował Mke.
Byłem naprawdę zaszczycony, że dostałem zaproszenie, bo byłem jedyną osoba spoza jego najbliższej rodziny (tata, brat oraz szwagier).
Ale zanim udaliśmy się na kurs, który organizowany był w środkowej Walii, musieliśmy jakoś dostać się na wyspę. Najszybszym i najwygodniejszym wyborem jest samolot, bo już po dwóch godzinach od startu, lądujemy w wietrznym Londynie.
Krótki spacer wokół więzienia Tower of London, następnie muzeum Tower Bridge. Naprawdę warto wykupić bilet i udać się od razu na platformę łączącą obie wieże mostu. Tam, poza wspaniałym widokiem na Centrum, będziemy mieli okazję podziwiać przez szklaną podłogę ruch uliczny, który sunie dość gęsto i płynnie poniżej. Dodatkową atrakcją jest również to, że na suficie jednej z platform ułożone zostały lustra, co powoduje, że przez chwilę człowiek traci kontrolę nad tym gdzie jest dół, a gdzie góra.
Następnie szybki lunch i udajemy się na King’s Cross Station, skąd rusza nasz pociąg w kierunku Lincoln – rodzinnego miasta Mika.
Miałem nadzieję, że trafimy na słynny peron 9 ¾, ale niestety, nasz pociąg stał spokojnie na peronie 3. No coż może następnym razem uda mi się znaleźć pociąg, który zawiezie nas bezpośrednio do Hogwartu 😉
Po około 2 godzinach dojeżdżamy do stacji Newark Northgate, gdzie czaka na nas mama Mika. Po kolejnych 20 minutach jazdy samochodem docieramy do rodzinnego domu Mika.
Samo miasto jest dość urokliwe. Posiada naprawdę klimatyczne uliczki, czy słynną gotycką katedrę, w której kręcono sceny do filmu Kod Leonarda da Vinci. W Lincoln, warty zwiedzenia jest również zamek z XII wieku. Dodatkowo dla wszystkich miłośników lotnictwa, Lincoln ma także nie lada atrakcję – RAF Scampton Heritage Centre. Warto dodać, że właśnie w tej bazie swoją siedzibę ma jedna z najbardziej rozpoznawalnych wojskowych formacji akrobacyjnych, słynna Red Arrows. Jeśli będziesz mieć szczęście, a o to w tym rejonie nie trudno, to na własne oczy zobaczysz ich trening na niebie 😉
Późnym popołudniem udajemy się już w trojkę (dołączył tata Mika) w kierunku Walii, by w okolicach 23, w strugach deszczu, dotrzeć do naszego hostelu.