- Dubai – poczatek podrozy
- Znow w Bangkoku
- On the road again…
- Deep North
- Happy New Year
- Trekking czas zacząć
- Tomorrow is another day…
- Feels like home…
- I was born to be wild
- Krotka przygoda z Laosem
- Transfer na południe – czas na odpoczynek na wyspie
- Chilling out…
- Off road…
- Podroz do raju…
- Ucieczka z piekła…
- Free style…
- Podroz na polnoc
- Last night in Bangkok…
Druga czesc lotu minela bardzo szybko biorac pod uwage fakt, ze wszyscy zasnelismy. Nawet Lukasz poczul sie lepiej, bo zjadl na sniadanie (o 2 w nocy polskiego czasu) kawalek jajecznicy. O 12 dolecielismy na miejsce. Udalo nam sie wynajac 6 osobowa taksowke za 70 pln i po 45 minutach dotarlismy do hotelu. Umeczeni ale szczesliwi, odswiezamy sie by za chwile dojsc pod murek i zjesc … kurczaka (w moim wydaniu) 🙂 W planach mamy dzis calodzienne walesanie sie po ulicach Khao San. Kto wie, moze nawet odwiedzimy znajomego krawca…ktory nawalil w marcu, podczas naszej ostatniej wizyty w BNK.
No wiec byl ryz z kurczakiem pod murem, byl masaz stop zwienczony snem, byla wizyta u krawca (zobaczyc ich skonfundowane miny – bezcenne) i bylo walesanie sie po Khao San. Musze przyznac ze Andrzej jest wielki – zjadl prazone larwy, chrzaszcze. Podczas gdy mnie sam widok przyprawial o mdlosci. To wszystko w otoczce zimnego, cudownie gaszacego pragnienie po dwudniowej tulaczce, Changa:-) dalej festiwal przed hotelem i pewnie zakupiona na strefie whisky (Moniu, nie martw sie – mam co pic. Pierwszy kieliszek wodki wypije wlasnie z Toba gdy 3MG bedzie juz jesc gotowane zupki 🙂