- Dubai – poczatek podrozy
- Znow w Bangkoku
- On the road again…
- Deep North
- Happy New Year
- Trekking czas zacząć
- Tomorrow is another day…
- Feels like home…
- I was born to be wild
- Krotka przygoda z Laosem
- Transfer na południe – czas na odpoczynek na wyspie
- Chilling out…
- Off road…
- Podroz do raju…
- Ucieczka z piekła…
- Free style…
- Podroz na polnoc
- Last night in Bangkok…
No i stalo sie. Dzisiaj wyjazd. Marian przyjechal z samego rana. Nauczeni doswiadczeniem, zostawilismy nieco rezerwy czasowej dla Mariana, ale ten stanal na wysokoci zadania i przyjechal przed czasem. Zjedlismy sniadanie, wypilismy kawe i w dobrych nastrojach opuscilismy dom ok. 11, dajac Marianowi instrukcje podlewania kwiatow, przy czym dodalismy do tego zastrzezenie, ze nie tak jak w Bulgarii.
Przed dwunasta bylismy na lotnisku. I nie bylismy pierwsi. Oddalismy bagaze, przyjechaly Richardsony, o dziwo nie spoznione i oddalismy sie milej pogawedce. Wowczas to okazalo sie, ze na moim prawym traperze rozmazuje sie piekna psia kupa. Zapewne na szczescie, zapewne weszlam w nia na swoim wlasnym trawniku i zapewne jej czesc znajduje sie w samochodzie Mariana… Na szczescie mila pani poratowala mnie wsuwka do wlosow, dzieki czemu czyszczenie buta bylo latwiejsze… 🙁
O 13.50 wystartowalismy. Samolot byl duzy, tym wiekszy byl komfort lotu. I o ile chlopcy byli chyba rozczarowani wlasnymi oczekiwaniami co do urody stewardess, o tyle nie dziwie sie, ze Fly Emirates jest tak wysoko oceniane w obsludze. Te 3 buteleczki whisky polozyly Lukasza spac az do Dubaju.
Wyladowalismy ok. 22 lokalnego czasu, kolujac nieco nad miastem, z uwagi na to, ze rozwijajac predkosc ok 970 km na godzine na wysokosci 12 500 m, dolecielismy szybciej niz planowano. Lotnisko WOW. Widac, ze kasa w tym kraju plynie strumieniami ropy. Wszysko zlote, lsniace, z przepychem. Jak na rondzie De Gaulle’a. Wielonarodowosc i wielokulturowosc turystow. No nic, mamy 5 godzin na zwiedzanie.
Fly Emirates zaskoczylo nas juz na poczatku, zapewniajac vouchery na posilek. Wprawdzie do wyboru byl McDonald, kuchnia indyjska i tajska, to jednak nie pamietam, by Aeroflot przy 17 godzinnym transferze z Hanoi zapewnil chocby szklanke wody. Kolejny punkt dla najlepszych linii swiata. Jak na zadnych egzotycznych przygod turystow przystalo, czesc z nas zjadla cheeseburgera z frytkami, a czesc kuchnie tajska. Przeczucie jednak mi podpowiada, ze w drodze powrotnej zatesknia za frytkami 🙂
Poki co, czekamy kolejne 2 godziny na odlot. Niestety nie wszyscy w dobrym zdrowiu, poniewaz Lukasza dopadla zemsta shejka 🙁